piątek, 4 października 2013

Rozdział 3





„Myślałeś, że jestem aż tak głupia, aby rozdawać na prawo i lewo obcym ludziom swój numer telefonu?”



Nie…nie…nie!
Wstał kolejny dzień. Znowu kolejny nudny dzień w szkole. Myśl, że mogę ponownie natknąć się na tego głupiego i nachalnego typa, powodowało kompletną niechęć do wychodzenia z mojego pokoju. Leżałam na łóżku patrząc się tępo w sufit. Pomyślałam: Czy ja zawsze muszę mieć przejebane?! Najwidoczniej tak,  skoro spotyka mnie tyle złych rzeczy. Na swojej drodze napotykam ciągle jakieś niemiłe przeszkody. Teraz tą przeszkodą był Harry. Los naprawdę mnie nie oszczędzał. Kurwa dziękuje bardzo!
Usłyszałam pukanie do drzwi, spodziewałam się, że to znowu moja młodsza siostra więc postanowiłam ją szybko przegonić.
-  Spier… - chciałam dokończyć,  jednak w pewnym momencie powstrzymałam się , kiedy zorientowałam się, że to nie Kate.
- Rose wstawaj, spóźnisz się do szkoły – za drzwiami stała moja mama. Pomyślałam: O kurwa! Dobrze, że do niej nie przeklęłam, bo nie chciałam słuchać jej kazania, na temat jak ją bardzo ranię. Kto najbardziej ranił?                     Tylko i wyłącznie ona!
- Dziękuję za upomnienie!  Jak się spóźnię do szkoły, to będzie moja sprawa!  Ale dzięki za troskę – odparłam.
- Rose! – moja mama uniosła głos, jednak czułam w nim ciągle radość.
- Dobra już!  - odparłam poczym wstałam szybko z łóżka i podeszłam do białych drzwi mojego pokoju. Chwyciłam za złotą klamkę i otworzyłam drzwi przed którymi stała moja mama. Trzymała w rękach duży biały kosz wykonany z włókniny. W dużym koszu znajdowało się pranie. Starsza  ode mnie kobieta popatrzyła na mnie i szczerze się uśmiechnęła. W pierwszej chwili chciałam odwzajemnić ten szczery i piękny uśmiech, jednak nie dałam rady, nie potrafiłam po tym wszystkim co zrobiła.
-Cudownie, że wstałaś…dobra dziewczynka – brunetka ciągle się uśmiechała.
- Jak widać – wysłałam jej sztuczny uśmiech.
- Zejdź za chwile na śniadanie – powiedziała schodząc po schodach.
- Oczywiście mamo – powiedziałam, dając nacisk na słowo „mamo” . Zatrzaskałam drzwi.                                                                                                                       Nienawidziłam jej tego rzekomego humorku. Cały czas udawała, to musiało być męczące. Mam już dość myślenia o tej kobiecie, która zwie się moją „mamą”. Miałam to daleko gdzieś… Koniec!                                                                                              Weszłam na mój balkon, usiadłam wygodnie na bujanym fotelu, na którym zawsze byłam usypiana przez mojego kochanego tatę. To miejsce zawsze przywoływało wiele miłych wspomnień, które niestety już nie powrócą. To co było minęło i to w tym wszystkim było najgorsze. Po moim bladym policzku spłynęła pojedyncza łza, którą otarłam swoja dłonią. Wstałam z fotela i po chwili stałam już w swoim pokoju. Udałam się od razu do łazienki w celu wykonania codziennej toalety. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam swoje ciało oraz włosy.  Założyłam na siebie czarną, koronkową bieliznę. Ułożyłam włosy w delikatna falę jak zawsze przedziałek na środku. Wykonałam tak jak co dzień podobny makijaż odrobina tuszu, pudru. Tego dania postanowiłam pomalować usta malinową szminką i byłam gotowa. Radosnym susem znalazłam się przed dużą białą szafą z ogromnymi lustrami. Otworzyłam szafę i tępo wpatrywałam się w dużą ilość ciuchów wiszących na wieszakach. Ciężko było mi wybrać zestaw na dziś. Po długim wpatrywaniu się w swoją garderobę wybrałam kilka ciuchów i rzuciłam je na moje łóżko. Wzięłam do reki  szarą bluzkę na ramiączka większym rozmiarze, szybko założyłam ją na siebie. Nie sądziłam, że ta bluzka jest aż tak duża, po bokach było mi widać mój czarny koronkowy stanik. Zabrałam z mojego łóżka czarną materiałową spódnice, która była rozkloszowana. Ubrałam ją na siebie po czym  podciągnęłam ją do swojej szczupłej tali. Materiał szarej bluzki włożyłam w spódnicę. Ubrałam do tego moje ulubione buty czyli białe krótkie conversy. Odwróciłam się  do dużego lustro. W lustrze zobaczyłam całą swoja postać. Czarna spódnica podkreślała moja talię i pokazywała moje nogi, tak na marginesie była krótka. Mój wzrok wędrował od dołu w górę,  analizowałam każdy szczegół mojego ubioru. Gdy doszłam do góry zatrzymałam się na ciemno-brązowych lekko pofalowanych włosach,  opadających na moje ramiona. Dopiero w tedy spostrzegłam, że moje włosy są naprawdę bardzo długie, gdyż kończyły się dopiero w okolic mojej talii.
Dźwięk przychodzącej wiadomości spowodował, że wróciłam do realnego świata. Podeszłam do swojej czarnej listonoszki. Wyjęłam z niej swojego i’Phon”a i odebrałam wiadomość.
„Przepraszam, ale dzisiaj będziesz musiała się sama zmierzyć z swoim „cichym” wielbicielem. ;P Kocham Gracy xx”

Cudownie, po prostu świetnie! Gracy nie będzie w szkole. Czyli sama mszę zmierzyć się z natrętnym Harrym. Naprawdę lepiej już być nie może.
Spakowałam z powrotem telefon do torebki,  wzięłam czarną listonoszkę na ramię i wyszłam ze swojego pokoju. Zeszłam po schodach i udałam się do kuchni. Ponownie zabrałam tylko jabłko. Włożyłam je do torebki i chciałam już wyjść, jednak zatrzymała mnie moja mama.
- Rose! – odwróciłam się  na pięcie przed drzwiami wyjściowymi.
- Słucham? – zapytałam spokojnie.
- Dlaczego zawsze wychodzisz bez ani jednego słowa? Było by mi miło jak byś się ze mną pożegnała – powiedziała kobieta.
- Dobrze… do widzenie mamo – wyśliniłam się na serdeczny uśmiech.
Pożegnałam się ze swoja mamą i wyszłam z domu.
Szłam powoli do szkoły, jednak gdy doszłam do miejsca gdzie spotkałam się z Harrym pierwszy raz odruchowo przyśpieszyłam. Podczas tej ucieczki od tego miejsca słyszałam każde bicie serca, każdy nerwowy oddech. Chwilę potem byłam daleko od owego „strasznego”  miejsca.
Szłam spokojnie gdy nagle.
- Buuuu!!! – ktoś podszedł mnie od tyłu łapiąc mnie w tali dużymi silnymi dłońmi.
 - Ja pierdo… - chciałam dokończyć,  jednak gdy zobaczyłam kto mnie przestraszył powstrzymałam się.
- Cześć Rose! Nie ładnie się tak zwracać do swojego najlepszego przyjaciela – powiedział radośnie brunet.
Szeroko się uśmiechnęłam i nie czekając długo rzuciłam mu się na szyje.
- Louis co ty tu robisz?!!! Wykrzyczałam radośnie prawie dusząc chłopaka w swoich ramionach.
- Jak nie umrę z baraku tlenu to ci powiem – chłopak zaśmiała się resztki sił. Po tych słowach puściłam bruneta. – Boże dziewczyno jaka ty jesteś silna – Louis wziął głęboki wdech.
-  Przepraszam cie, ale po prostu cieszę się, że ciebie widzę – cały czas się uśmiechałam.
- Ja też… no dobra chodź tu jeszcze – chłopak rozłożył ręce. Przybliżyłam się do niego spokojnie. Brunet mocno mnie przytulił, tym razem to mi odciąć dopływ powietrza, ale to nie ważne, ważne było to,  że był. To było najważniejsze.
Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam na niego z najszerszym i najszczerszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widniał na mojej twarzy.
Nie wierzyłam, że przede mną stoi sam Louis Tomlinson. To jedna z tych osób na świecie, która była dla mnie najważniejsza, ponieważ był on moim przyjacielem. Kochałam go po prostu. Niedawno nasze drogi się rozeszły, gdyż Louis wyjechał na studia i opuścił soje rodzinne miasto, ale teraz wrócił… pytanie dlaczego?
Chłopak cały czas na mnie patrzył radosnym spojrzeniem.
- Matko Rose jak ty wypiękniałaś przez te pół roku. Myślałem, że lepiej już być nie może a jednak – brunet uśmiechną się szeroko. Zawstydziło mnie jego komplement.
- Dziękuję ci bardzo, ale ty z nów  zdążyłeś porządnie zarosnąć – uśmiechnęłam się kierując swój wzrok na jego zarost.
- No tak masz rację… - odparł.
- No to opowiadaj dlaczego wróciłeś? – zapytałam.
- Chciałem ciebie odwiedzić oraz spotkać się z kumplem który niedawno się tu wprowadził – Louis się uśmiechną.
- Aha a teraz naprawdę co cie tu sprowadza? – chłopak zaśmiał się.
- Rose za kogo ty mnie masz? – zapytał.
- Przyjechałeś porządnie zabalować – powiedziałam.
- Jak ty mnie dobrze znasz, ale tak naprawdę chciałem zobaczyć ciebie stęskniłem się – chłopak zrobił smutną minkę.
- Oj biedny, ale tak na serio to ja też – uśmiechnęłam się po czym chłopak ponownie mnie uściskał.
- Rose ty pewnie śpieszysz się do szkoły.. więc ja do ciebie zadzwonię, a i czuj się zaproszona na imprezę, która odbędzie się w sobotę. Chciał bym cie poznać z moim młodszym kolegą – chłopak uśmiechną się cwaniacko wiedziałam co mu chodzi po głowie.
- Louis tylko błagam cię żadnego swatania… - Lou mi przerwał.
- Ale..
- Nie waż się – dokończyłam.
- No kurde a miało być tak fajnie – chłopak zrobił zawiedziona minkę rozbawiło mnie to.
- Dobra ja już musze iść więc do soboty – ucałowałam bruneta w policzek i odeszłam.

***
Lekcje dzisiejszego dnia bardzo mi się dłużyły, każda minuta w klasie była dla mnie męczarnią.
Dotrwałam do lanchu. Wyszłam na zewnątrz. Zajęłam tak jak zawsze to samo miejsce. Nie byłam głodna więc postanowiłam zająć się czymś innym. Wzięłam telefon do ręki zaczęłam szukać słuchawek w swojej torebce, ale ktoś mi w tym przeszkodził.
- Cześć – spojrzałam na osobę, która się do mnie dosiadła.
O nie znowu on ? !!!
Pomyślałam: Kurwa.. Why ?!
Chłopak spojrzał na mnie i szeroko sie uśmiechną w przeciwieństwie do mnie. Na mojej twarzy można było dostrzec złość i zażenowanie. Ponownie pomyślałam: Co ten pieprzony typ ode mnie chce?!
- Dałaś mi zły numer telefonu… nie ładnie tak kłamać – powiedział ciągle głupio się uśmiechając.
- Myślałeś, że jestem aż tak głupia, aby rozdawać na prawo i lewo obcym ludziom swój numer telefonu? – zapytałam nie oczekując na odpowiedz.
- Właśnie domyśliłem się, że dasz mi fałszywy numer – chłopak cały czas się uśmiechał. To jego pozytywne nastawienie doprowadzało mnie do szału! – Dlatego postanowiłem cię  ponownie poprosić o twój numer, ale tym razem właściwy – powiedział mile, spojrzałam na niego. Gdy zobaczyłam ponownie szereg białych zębów nie wiedziałam co mam powiedzieć, ponieważ byłam zaskoczona tym faktem, że on się nie podaje i ciągle próbuje. Ale lepiej niech odpuści,  bo ja za żadne skarby świata się z nim nie umówię,  ani nie nawiążę żadnego kontaktu,  nie ma takiej opcji, po prostu nie ma ! 
- I co myślisz, że w tym momencie ci go podam – spojrzałam na Stylesa pytającym wyrazem twarzy.
- Tak.. bo do póki tego nie zrobisz będę cię „dręczył”. Będziesz widywać mnie na każdej przerwie, ciągle będę za tobą chodził, aż w końcu pękniesz i podasz mi swój  numer – odparł tak jakby poważnie, zaśmiałam się.
- Ty naprawdę jesteś popieprzony! Myślisz, że tak łatwo można mnie złamać? Otóż mylisz się! Nigdy w życiu nie zdobędziesz mojego numeru – powiedziałam ze złością.
- Może jestem, ale mówiłem ci, że nie odpuszczę i prędzej czy późni…. – przerwałam mu i wstałam.
- Daj sobie spokój dobrze – powiedziałam po czym odeszłam szybkim krokiem.
Co za nachalny typ! Czy on jest, aż tak głupi i nie rozumie, że nie mam zamiaru się z nim zadawać widywać ani nic z tych rzeczy. Mam go już serdecznie dość, a znamy się tylko kilka dni. Nie mogę uwierzyć, że Harry   interesuje się dziewczyną, która go olewa, a tu proszę jak na złość uczepił się mnie. Właśnie mnie,  nie wiem czym sobie na to zasłużyłam.
Przez resztę dnia Harry mnie nachodził. Stojąc z koleżankami podchodził i dogadywał mi, był tak jak zawsze „uroczy”. Za każdym razem gdy do mnie podchodził traciłam nadzieję, że kiedy kiedykolwiek się odczepi! Miałam już dość jego obecności,  nie mogłam już wytrzymać. Powiedziałam mu, że nie ma szans aby mnie złamał, ale powoli zaczynałam się łamać, ponieważ Styles był tak skuteczny w tym co robił, że nie dawałam już rady, po prostu nie dawałam.
***

Zmęczona szybko weszłam do domu i po chwili byłam już w swoim pokoju. Dzisiejszy dzień był naprawdę bardzo wyczerpujący, ta cała szopka, którą odstawiała Harry, to śledzenie mnie na każdym kroku, spowodowało, że byłam wyczerpana. Czułam się tak jak by ktoś wypompował ze mnie resztki sił. Jednym słowem byłam zmęczona psychicznie i fizycznie. Chociaż byłam bardzo zmęczona chciałam podpychać świeżym powietrzem. Udałam się w jedno miejsce. O jego istnieniu wiedziałam tylko ja. Nigdy wcześniej nikogo tam nie przyprowadziłam, ponieważ chciałam mieć chociaż jedno swoje miejsce, gdzie zawsze mogę przyjść i pomyśleć,  odetchnąć. Obiecałam sobie, że nikogo tu nie przyprowadzę,  oprócz osoby w której się  zakocham  do szaleństwa, którą obdarzę swoją miłością. 
Wyszłam z domu i po chwili byłam przed dużym opuszczonym budynkiem, była to największa budowla w całym miasteczku i co najlepsze znajdowała się w samym centrum. W samym środku tego zamieszania, całego życia wszystkich ludzi. Tyle ludzi mijało tą budowle obojętnie. Nikt nawet nie wpadł na to, że ta budowla jest idealnym miejscem na to aby przyjrzeć się wszystkiemu z góry. Weszłam do starego budynku przez rozbite duże okno. Po chwili znalazłam się już na dachu ogromnego budynku. Położyłam się i zaczęłam patrzeć w coraz to ciemniejsze niebo. Z czasem pojawiły się piękne gwiazdy, które śniły się jak małe diamenciki, był to piękny widok. Zamknęłam oczy i pomyślałam o tym co się dzisiaj wydarzyło i o Harrym. Pomyślałam na spokojnie. Co powoduje, że ten chłopak nie odpuszcza, że się nie podaje. Przecież jasno dałam mu do zrozumienia, że nie chcę go widywać, ale jest jeszcze druga rzecz. Kiedy go spotykam Harry cały czas próbuje głęboko spojrzeć mi w oczy. Nie wiem mam wrażenie, że w ten sposób chce się czegoś dowiedzieć. Jakby z moich oczu chciałam wyczytać całą prawdę. Tak naprawdę ten chłopak działa mi na nerwy, ale kiedy zostaję uwięziona w jego spojrzeniu nie mogę się wyrwać, nie potrafię. Ciągle się nad tym zastanawiałam. Koniec myślenia o tym chłopaku. Czas już wracać do domu, ponieważ wieczorem miał dzwonić Louis a ja nie wzięłam telefonu. Szybko podniosłam się i ruszyłam w stronę wyjścia. Zatrzymałam się jeszcze na chwile.
- Do zobaczenia – pożegnałam się z moim ukochanym miejscem, ponieważ wiedziałam, że jeszcze tu przyjdę.
Odwróciłam się i odeszłam.


************

Cześć !!!!
Długo mnie nie było.. Wiem, że nie mam jeszcze tylu czytelników i nie ma kto komentować i tak jakby recenzować a szkoda, ponieważ chciała bym wiedzieć co sądzicie. Na serio serio dla mnie mega ważne.
Chciałam was prosić o to, że jeżeli czytacie zostawcie po sobie komentarz, ponieważ to dla mnie bardzo ważne (znowu się powtarzam :D )
Więc miłego czytania i zachęcam do komentowania :D
Pozdrawiam xxx




3 komentarze:

  1. Rozdział bardzo mi się podoba, zastanawiam się co cię wydarzyło w przeszłości, że Rose tak traktuje matkę.
    Miałam niespodziankę z tym Louisem, nie spodziewałam się, że będzie przyjacielem głównej bohaterki.
    Ogólnie jest jak najbardziej na plus :)
    xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko! To dopiero 3 rozdziam a ja juz kocham to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń