sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 2




„Ale wiesz, że nie odpuszczę?”

Po  zamknięciu szafki, doznałam szoku. Przy mojej szkolnej szafce stał wysoki, przystojny brunet. Był uśmiechnięty od ucha do ucha.
-  Witam – powiedziała uśmiechnięty chłopak. – A jednak się spotkaliśmy.
- Boże dlaczego? – mruknęłam pod nosem.
- Co mówiłaś? – zapytał.
- A nic takiego tylko, że jest z ciebie palant – wysłałam mu sarkastyczny uśmiech.
- Możesz być dla mnie nie miła – odparł.
- Naprawdę? – spojrzałam na niego pytającym wyrazem twarzy.
- Tak, bo im bardziej jesteś dla mnie nie miła, tym bardziej się pogrążasz – odparł ciągle się uśmiechając.
- Poczekaj, że co proszę?! – spojrzałam na niego ze wściekłością. – Ja się pogrążam?! – nieczekająca długo odeszłam od szafki, chłopak ruszył z mną.
- Uciekasz ode mnie? – zapytał brunet próbując za mną nadążyć, ponieważ szybko szłam, chciałam się uwolnić od tego typa, ale on uparcie za mną podążał.
- Nie… Ja? No coś ty – powiedziałam sarkastycznie.
- Chociaż zachowujesz się tak w stosunku do mnie ja i tak wiem, że ci się podobam – odparł, a ja wybuchłam śmiechem.
- Że ty…? – cały czas się śmiałam. – Poczekaj chwilkę -  musiałam się uspokoić, ponieważ śmiech uniemożliwiał mi wypowiedzenie czegokolwiek.. W końcu się odrobinę uspokoiłam, otarłam łzy. – Że ty mi się podobasz? Wiesz co naprawdę masz poczucie humoru… Nie sądziłam, że jesteś aż tak pewnym siebie kolesiem, twoja skromność mnie zadziwia. Ty naprawdę jesteś, aż tak w siebie zapatrzony?! – zapytałam nie czekają na odpowiedz.
- Rose… - nie pozwoliłam mu dokończyć, chciałam jak najszybciej zakończyć z nim rozmowę.
- Daj mi spokój! Poszukaj sobie jakiejś innej frajerki, która poleci na ten twój rzekomy „urok” – uśmiechnęłam się sztucznie. Chciałam dąć do zrozumienie temu chłopakowi, że nie ma szansy na to abyśmy kiedykolwiek zostali kolegami, znajomymi czy nawet parą. To ostatnie słowo przeszło mi z trudno przez myśl. Harry spojrzał mi głęboko w oczy, nie wiedziałam dlaczego, ale uwięził mnie, nie mogłam zrozumieć jak on to robi.
- Ale wiesz, że nie odpuszczę? – odparł.
- Odpieprz się! Rozumiesz?! – szybko odeszłam od niego, kierując się do danej sali.
Weszłam do klasy zajęłam swoje miejsce w ławce. Myślałam o tym co przed chwila się wydarzyło. Nie sądziłam, że ten chłopak jest aż tak pewny siebie, że mówił mi, że on mi się podoba. Ciągle chciało mi się śmiać jak o tym wspomnę. Pomyślałam dlaczego tak się mnie uczepił, co mu takiego zrobiłam, że nie dawał mi żyć! Widzieliśmy się tylko raz i to dzisiaj rano! Podczas naszego pierwszego spotkania byłam dla niego nie miła, z resztą tak jak teraz, a on ciągle uprzejmie i przyjaźnie się do mnie zwracał. Nie rozumiałam tego typa. W mojej głowie zrodził się pytanie…Co on ode mnie chciał?! Byłam naprawdę sfrustrowana tą sytuacją. Przecież ten chłopak mógł wywnioskować z mojego zachowania, że nie mam zamiaru się z nim zadawać, nie ma na co liczyć, ponieważ, nie będę się z nim przyjaźnić ani co gorsza chodzić! Ciągle siebie pytałam, dlaczego chce nawiązać jakikolwiek kontakt?! Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego?!Ciągle zadawałam sobie to samo pytanie, jednak nie znałam na nie odpowiedzi.
- Rose…Więc w którym roku była wojna secesyjna? – zapytał poirytowany nauczyciel z historii. Po tych słowach ocknęłam się.
- Nie mam pojęcia – odparłam z trudem.  Nie miałam głowy dzisiaj do myślenia, za bardzo byłam zajęta sprawą Stylesa.
- Panno Everdeen ! Jeśli masz zamiar przesiedzieć całą lekcję nie słuchając tego o czym rozmawiamy, to może opuścisz nas? – powiedział stary ślepy i przy głuchawy nauczyciel.
- Przynajmniej teraz pan mówi coś z sensem – odparłam. Klasa wybuchła śmiechem. Wstałam od stolika zabrałam torebkę i nie czekając długo wyszłam dwadzieścia minut przed końcem lekcji.
Była pora lanchu , poszłam na pole zająć jakiś stolik, padło na stolik w oddali od bandy tych wszystkich wypindrzonych, farbowanych blondynek. Usiadłam za okrągłym stolikiem. Wokół mnie znajdowały się stoliki zapełnione w miarę normalnymi ludźmi, których jeszcze tolerowałam.
- Rose co ty wyprawiasz?! – koło mnie usiadła Grace, popatrzyła na mnie bardzo poważnie, była chyba zła, że tak się zachowałam. – Nie możesz tak robić,  bo będziesz mieć poważne kłopoty z tym starym zrzędą – ciągnęła dalej moja przyjaciółka.
- To przecież nic takiego. Wyszłam tylko z lekcji, nie ja pierwsza i nie ostatnia – uśmiechnęłam się do dziewczyny, po czym ponownie wróciłam do wpatrywania się w ciemny drewniany blat. Czułam na sobie wzrok mojej przyjaciółki, dziewczyna dokładnie mi się przyglądała, chciała zanalizować moje zachowanie.
- Rose co ci jest? – moja przyjaciółka zapytała troskliwie.
-  Nic mi nie jest…znaczy tak… cholera teraz myślę o tym kretynie! – uniosłam głos, byłam zdenerwowana, ponieważ nie potrafiłam wybić sobie go z głowy. To przez jego zachowanie nie mogłam zapomnieć o tym idiocie!
- Ale czekaj o kim? – popatrzyłam się na moja przyjaciółkę,  dziewczyna od razu zrozumiała. – Nie gadaj ty myślisz o… - przerwałam jej.
- Tak myślę o tym kretynie Haryym! Jestem wkurwiona! Jak mogę myśleć o kimś kogo nie cierpię?! – ciągle mówiłam ze złością w głosie zaciskając zęby.
- A może ty… -popatrzyłam  pytająco na Grace, dziewczyna na twarzy miała namalowany uśmieszek. – A może on ci się… - NIE! Nie chciałam tego nawet słuchać. Grace chciała mi zasugerować, że ten typ może mi się podobać. Kiedy o tym pomyślałam zrobiła mi się nie dobrze.
- Grace! Proszę nic już nie mów dobrze. –  powiedziałam błagalnie.
- Ale dlaczego? – zapytała. – Przecież ten Harry wydaje się bardzo miły – powiedziała, a ja wybuchałam śmiechem.
-  Proszę cię dziewczyno nie rozśmieszaj mnie – powiedziałam przez śmiech. – Tak ten chłopak jest bardzo miły – powiedziałam sarkastycznie. – Błagam cię Gracy już po naszym spotkaniu w szkole mogę cię zapewnić, że ten koleś w cale nie jest miły! Tylko cholernie natrętny! – odparłam.
- Poczekaj to wy się spotkaliście w szkole? – zapytała podekscytowana. – Powiedz co on od ciebie chciał? No mów Rose!
- Dziewczyno spokojnie. Podszedł do mnie i mnie tylko zdenerwował. Sugerował, że reaguję na niego negatywnie, ponieważ mi się podoba – powiedziałam, moja przyjaciółka chciała mi zadąć kolejne pytanie, ale jej przerwałam. – Nie Gracy nie podoba mi się! – odpowiedziałam na niezadane pytanie dziewczyny, ponieważ doskonale wiedziałam o co chce zapytać, bardzo dobrze ją znałam. – Jeszcze do tego wszystkiego, jego słowa – popatrzyła zrezygnowana na dół.
- Jakie słowa? Co ci powiedział?! – moja przyjaciółka ponownie wyskoczyła z kolejnymi pytaniami.
- Powiedział „Wiesz, że i tak nie odpuszczę” te słowa bardzo mnie zaskoczyły, ponieważ mówił to bardzo poważnie, czułam to w jego głosie – odparłam.
- Rose w tym momencie jestem w szoku… ty chyba nie wiesz co te słowa mogą oznaczać – powiedziała szatynka.
- I nie chcę wiedzieć – odparłam. – A z reszta powiedziałam mu aby spierdalał. Znam go tylko jeden dzień a już doprowadził mnie do szału! – ponownie uniosłam głos.
- Rose jak mogłaś go tak spławić, przecież on jest taki boski i te jego dołeczki kiedy się uśmiecha – powiedziała rozmarzona moja przyjaciółka.
- Błagam cię! – powiedziałam, poczułam odruch wymiotny.
- Nie przestanę bo ty chyba nie widzisz, że wpadałaś mu w oko… - dziewczyna chciała coś jeszcze powiedzieć.
- To lepiej niech o mnie szybko zapomni, bo z tego nic nie będzie. Nie chce mieć nic wspólnego z tym facetem! – odparłam.
- Poczekamy zobaczymy – Grace uśmiechnęła się.
- Grace koniec tematu, chodźmy już na lekcje, chyba nie chcesz się spóźnić? -  dziewczyna popatrzyła się na mnie, po chwili wstałyśmy i nie minęła chwili byłyśmy już w sali klasowej. Po zakończeniu języka angielskiego stałyśmy przed salą lekcyjną czekając na ostatnią lekcję matematyki. O boże matematyka nienawidziłam tego przedmiotu. Za dziesięć minut czekało mnie czterdzieści pięć minut tortur.
Ciągle stałyśmy na korytarzu śmiejąc się z naszych „piękności” szkolnych, których nienawidziłyśmy i  nie ze względu na to, że zazdrościłyśmy im urody czy…właściwie  to można było im zazdrościć tylko urody,  bo po za tym nic innego nie posiadały. Ja i Grace nigdy nie narzekałyśmy na brak adoratorów, ponieważ przyznam szczerze, byłyśmy ładne i lubiane. Fakt,  że z większą częścią dziewczyn nie rozmawiałam, ponieważ uznałam, że nie będę udawać ich dobrej koleżanki skoro i tak ich nie cierpię. Więc postanowiłam być szczera i powiedzieć im co tak na prawdę o nich myślę. Od tamtej pory nie zadaję się z połową dziewczyn ze szkoły. One mnie nie znosiły i vice versa!  Uwielbiałam naśmiewać się zachowania  tych dziewczyny.  
- Wiesz co…dzisiaj nie widziałam jeszcze twojego „prześladowcy” – powiedziała Grace uśmiechając się mile.
- O nie dziewczyno wykrakałaś! – spuściłam głowę z rezygnacją. Miałam na dzisiaj dość widoku tej twarzy.
- Ale co? – zapytała dziewczyna i gwałtownie odwróciła się do tyłu, po czym wszystko było jasne. – Więc to o to chodziło.
 - Głupku odwróć się, bo jeszcze do nas podejdzie – powiedziała do ciemnookiej dziewczyny.
Dziewczyna ponownie odwróciła się w moja stronę. Dyskretnie spojrzałam na chłopaka. Kroczył przez korytarz ze swoimi przyjaciółmi, Liamem, Zaynem i Nialem. Czwórka „idealnych” facetów, przynajmniej tak uważała większość dziewczyn w mojej szkole. Ja do ich fanek nie należałam. Owszem muszę przyznać, że byli całkiem przystojni, nawet bardzo, ale rzekomo „idealny” wygląd to nie wszystko. Każda dziewczyna mówiła, że są tacy cudowni, mili, zabawni, ale przecież ich kompletnie nie znają.
Nie rozumiałam zachowania tych dziewczyn, były w nich ślepo wpatrzone. Były zafascynowane ich sztuczną „idealnością”.  Wiedziałam, że nie ma ludzi idealnych. Po prostu nie ma!
W końcu byli koło nas. Nie wiem co mnie zmusiło, ale spojrzałam na Stylesa. Boże dlaczego ja to zrobiłam! Jaka ze mnie IDIOTKA!!! Harry patrzył się na mnie szeroko się uśmiechając, ten uśmiech był tryumfalny. Chłopak był zadowolony, że na niego spojrzałam, w tej chwili przeklęłam siebie za to, że skierowałam na niego mój wzrok. Po co ja na niego spojrzałam?!No po co?! Byłam  naprawdę wściekła na siebie, że dałam się omamić jego zielonym tęczówkom, ale gdy nasze spojrzenia się spotkały nie potrafiłam się uwolnić. Grupka chłopaków minęła nas. Dzięki Bogu ten natręt do mnie nie podszedł. Może nie jestem aż tak pechowa. Po chwili zniknęli z mojego pola widzenia.
- Ja po prostu oszaleję! – powiedziałam ze złością.
- Rose mówiłam ci, że prędzej czy później i tak… -przerwałam jej.
- Nawet się nie waż tego mówić – spojrzałam na Grace wzrokiem mordercy.
- Dobra już dobra spokojnie – moja przyjaciółka próbowała mnie uspokoić. – Ale ja i tak wiem swoje – uśmiechnęła się.
Poszłyśmy na ostatnią lekcję. Całe czterdzieści pięć minut o dziwo minęło bardzo szybko. Wyszłyśmy ze szkoły. Pożegnałam się z Grace i każda z nas udała się w innym kierunku. Droga do mojego domu minęła mi bardzo miło i przyjemnie, ponieważ nie natknęłam się na tego całego Harry’ego. Za każdym razem kiedy wypowiadałam, albo pomyślałam o tym typie mdliło mnie, nie mam pojęcia dlaczego. Nie wiem co ten człowiek miał w sobie, że tak na niego negatywnie reagowałam. Postanowiłam nie zaprzątać sobie głowy tym człowiekiem.
Weszłam do siebie do domu. Stanęłam w przedpokoju i ściągnęłam moje buty, chciałam już wskoczyć na pierwszy stopień schodów, jednak zatrzymałam się. Usłyszałam jakieś głosy w salonie. Zaciekawiona, kto to może być skierowałam się w stronę salonu.
- O Rose już jesteś – moja roześmiana mama wstała z białej kanapy i do mnie podeszła. Otóż w naszym salonie siedziała ciemno włosa kobieta wieku mojej mamy. Przyznam szczerze, że ta kobieta była naprawdę bardzo piękna. Gość mojej mamy uśmiechną się do mnie szeroko. Nie wiem, mogło mi się wydawać, ale w jej uśmiech był podobny do uśmiechu mojego prześladowcy… Nie to nie możliwe od razu wyrzuciłam z głowy ten pomysł.   
- Anno poznaj to jest moja córka Rosalie – powiedziała radośnie moja mama. Postanowiłam, że będę miła więc przyjaźnie się uśmiechnęłam.
- Rosalie bardzo piękne imię – te słowa przypomniały mi sytuacje z Harrym kiedy się rano spotkaliśmy, na mojej twarzy zagościł grymas, ale szybko się opanowałam i uśmiechnęłam. – Jesteś naprawdę bardzo piękna tak jak to mówiła twoją mama – moja mama mówiła, że jestem… Nie to nie możliwe…chyba się przesłyszałam.
- Mi również jest Panią miło poznać i  dziękuję za tak miły komplement – powiedziałam przyjaźnie. Byłam pod wielkim podziwem swoich umiejętności. Udało mi się być miłą, to naprawdę był dla mnie nie lada wyczyn. Pewnie mój sukces zawdzięczam Anie, ponieważ od tej kobiet biło takie ciepło i radość, nie byłam wstanie w stosunku do niej zachować się nie ładnie.
- Anna niedawno się wprowadziła do naszej dzielnicy i wpadałam na pomysł aby zaprosić ją z rodziną na niedzielny obiad -  moja mama była bardzo radosna chociaż dzisiaj rano po moich słowach wyglądała na przygnębioną.
- Naprawdę dobry pomysł – uśmiechnęłam się, dopiero po tym pomyślałam: Ja pierdole po co ja to powiedziałam! Przecież nie nawiedzę spotkań rodzinnych, to tylko i wyłącznie strata czasu!
- Cieszę się, że nie masz nic przeciwko – odparła moja mama.
- Przepraszam was bardzo, ale muszę już iść obowiązki szkolne wzywają – zmusiłam się do niewielkiego uśmiechu, kobiety zaśmiały się. – Do zobaczenia – po tych słowach wyszłam z salonu.
Otworzyłam białe drzwi, gdzie panował nienaganny porządek, przynajmniej dla mnie. Rzuciłam torebkę na łóżko. Włączyłam laptopa, który leżał na biurku po chwili z głośników było słychać muzykę. Położyłam się na łóżku, zamknęłam oczy  wsłuchałam się w muzykę i próbowałam się wyciszyć.   


******************
Witam ponownie  !!! :*
Na moim blogu pojawił się drugi rozdział :D
Powiem szczerze, że ten blog powstał z barku zajęć. Miałam za dużo pomysłów i postanowiłam założyć nowe opowiadanie i proszę jest ! :D
Chciała bym zobaczyć w komentarzach opinie na temat tego co piszę, ponieważ jest to dla mnie bardzo ważne. Odpowiem też na każde pytanie dotyczące mojego opowiadanie, bohaterów i nie tylko :D
Życzę wam miłego czytania !
Do następnego !
Pozdrawiam !!! xxx





czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 1



„Zejdź ze mnie!”



Wschód słońca… Pierwsze promienie słoneczne zaczęły przedzierać się prze nieszczelne zasłony. Jeden z promieni wpadający do mojego pokoju, oświetlił moja bladą twarz. Moje brązowe włosy błyszczały się w pięknym świetle. Otworzyłam oczy, powoli rozejrzałam się po pokoju, który był w pół mroku . Mruknęłam tylko podczas rozciągania się i niechętnie wstałam z łóżka. Moje ciało nie do końca było mi posłuszne, gdyż ciągle było zaspane i pozbawione jakiejkolwiek kontroli ruchu. Jakim cudem „dotoczyłam” się do okna, zastanawiało mnie to.
Chwyciłam za ciemno fioletowe zasłony i szybkim ruchem odsłoniłam okno. Do mojego pokoju wlały się promienie słoneczne, które oświetlały każdy zakątek mojej sypialni. Spojrzałam na niebo, byłam zdziwiona, ponieważ na niebie nie było ani jednej chmury, pomyślałam: Niezła pogoda jak na Anglię. Patrzyłam za okno i napawałam się tym pięknym widokiem. Czułam jak promyki słońca delikatnie piszczą moja twarz.
- Świrusko mama kazała ci zejść na śniadanie! – do mojego pokoju wtargnęła, moja  o dwa lata młodsza siostra.
Jak bym mogła już dawno,  udusiłabym  to wredne dziecko. Idealna córeczka rodziców, wkurwiało mnie to już! Ciągle tylko słyszałam Keta to i Keta tamto. Miałam tego serdecznie dosyć!
- Tępa jesteś czy co?! – zapytałam dziewczynę, która ciągle stała w moim pokoju, ruszyłam w jej kierunku i podeszłam do drzwi na których wisiał duży plakat.
- O co Rose wściekłaś się? -  zapytała, dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
- Nie umiesz czytać?! – krzyknęłam, po czym znacząco pokazałam duży napis na plakacie. – IDIOTKĄ WSTĘP WZBRONIONY!!! – ponownie krzyknęłam do młodej dziewczyny. – Wiesz może co to znaczy?! Czy to też mam ci tłumaczyć?  - spojrzałam na blondynkę, naprawdę czasami zastanawiałam się  czy my w ogóle jesteśmy rodziną.
- Rose nie złość się, złość piękności szkodzi – odparła młoda dziewczyna.
- Wyjdź mi stąd! – krzyknęłam ponownie.
Dziewczyna sztucznie się uśmiechnęła i wyszła, kiedy już przekroczyła próg mojego pokoju z całej siły trzasnęła drzwiami.
Każdego dnia to samo, Keta przychodziła do mojego pokoju i zakłócała mój spokój,  gdyby nie wchodziła mi w drogę wszyscy byli by szczęśliwsi.
Przestałam przejmować się tym co przed chwilą się wydarzyło i postanowiłam włączyć muzykę. Padło na One Republic –Counting Stars. Szybko udałam się do swojej własnej łazienki. Przynajmniej nie musiałam dzielić tego z moja głupią siostrą.  Wzięłam szybki prysznic. Stanęłam przed lustrem, wyszczotkowałam dokładnie zęby i przemyłam twarz. Wysuszyłam włosy, po czym ułożyłam je w delikatne fale robiąc przedziałek na środku. Pomalowałam delikatnie rzęsy czarnym tuszem. Rzęsy stały się bardziej widoczne i niewyobrażalnie długie ,nałożyłam delikatny błyszczyk, który sprawiał, że moje usta wyglądały na pełniejsze. Spojrzałam w lustro i byłam zdziwiona, ponieważ jak nigdy moje włosy ułożyły się tak jak powinny. Moje lustrzane odbicie ukazywało, dziewczynę z długimi, lekko pofalowanymi brązowymi włosami. Kosmyki włosów okalały jej bladą twarz,  bez jakiejkolwiek skazy. Ciemno niebieskie oczy, szkliły się. Piękne uśmiechnięte usta ukazywały jej radość. W tym momencie byłam pod wielkim podziwem. Myślałam, że coś jest z moim lustrem, albo z moimi oczami, ponieważ nie mogłam uwierzyć, że jestem… Nie, nie będę pusta i próżna, ale naprawdę wydawało mi się, że wyglądam dobrze. Wyszłam z łazienki w czarnym satynowym szlafroku, stanęłam przed szafą i zastanawiałam się w co powinnam się dzisiaj ubrać. Po chwili zastanowienia padł na białą bluzkę na krótki rękaw większym rozmiarze, dżinsowe marmurki i białe conversy, dobrałam do tego czarna torebkę listonoszkę i byłam gotowa. Czułam się w tym zestawie swobodnie, dzisiaj nie miałam ochoty na strojenie.  Wzięłam do ręki torebkę wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy, telefon, portfel słuchawki  i wyszłam z pokoju. Dokładnie zamknęłam wszystkie szuflady na klucz i spokojnie mogłam zejść na duł.
- Dzień dobry kochanie – powiedziała radośnie moja mama. Nienawidziłam kiedy udawała, że wszystko jest w porządku.
- Proszę przestań – powiedziałam do szczupłej brunetki parzącej kawę.
- Ale co takiego Rose? – zapytała zdezorientowana i mniej radosna kobieta.
- Udawać, że ci zależy – odparłam patrząc na swoją matkę.
- Rose jak możesz… - nie pozwoliłam jej dokończyć, ponieważ nie chciałam ponownie słuchać tego jak jest jej ciężko odkąd odszedł od nas nasz ojciec. Niech nawet się kurwa nie waży nad sobą użalać. Ona straciła męża, a ja? A ja przyjaciela i ojca, to był ostatni człowiek z którym mogłam jeszcze normalnie porozmawiać. Nie dziwie się, że od nas odszedł skoro jego „kochana” żona ciągle robiła mu wyrzuty o wszystko. Mój ojciec ciężko pracował aby nas utrzymać, a ona ciągle robiła mu awantury o to, że niby ja zdradza. Moja matka była głupia, ponieważ to ona pozwoliła na to, aby odszedł tylko ona na to pozwoliła. A teraz chciała mi cisnąć kity, że jej ciężko… Sama jest sobie winna!
- Wiesz co nie mam zamiaru słuchać jak się nad sobą użalasz – popatrzyłam w oczy mojej mamy. Widziałam w nich żal, ale też i zrozumienie. Moja matka wiedziała, że obwiniam ja za to, że nasz ojciec odszedł i co najlepsze ona wiedziała, że to jej wina. Mimo tych wszystkich przykrych słów ciągle czułam w jej głosie, że mnie kocha i wybacza każde złe słowo. Szczerze mówiąc na chwile obecną miałam to daleko gdzieś!
Wzięłam do ręki jabłko, któro leżało na blacie kuchennym w metalowym koszyczku i szybko wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Szłam chodnikiem, patrząc prosto przed siebie. Na myśl o kolejnym dniu w szkole zemdliło mnie. Nienawidziłam chodzić do tej przepełnionej snobami szkoły. Większość panienek zapatrzonych w siebie i pustych. Do tego wszystkiego jeszcze chłopcy, którzy myślą, że mogą mieć każdą. Ten codzienny widok doprowadzała mnie do szaleństwa.
Przemierzałam powoli chodnik, gdy nagle zostałam staranowana przez pewna osobę. Oboje wyładowaliśmy na trawniku, chłopak leżał na mnie, a ja pod nim, dziwna i jak dla mnie nie zręczna sytuacja. Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy, nie wiem jak mu się to udało, ale patrząc w jego oczy zapomniałam gdzie w ogóle jestem. Zielone tęczówki nieznajomego omami miły mnie.
- O witam – uśmiechną się uroczo brunet z dołeczkami. Dopiero po tych słowach ocknęłam się, pomyślałam: Weź się idiotko w garść!
- Witam…A teraz może ze mnie zejdziesz! – uniosłam głos.
- Nie wiem jak tobie, ale mi jest bardzo wygodnie – odparł.
- Złaś ze mnie kretynie! – z trudem odepchnęłam chłopaka i wyrwałam się z potrzasku, stałam nad nim otrzepując ubrania, chciałam upewnić się że nie jestem brudna. – Uważaj może jak chodzisz – powiedziałam tym razem spokojniej.
- A może jak byś ty uważała to bym na ciebie nie wpadł i nie musiała bym na tobie leżeć – ciągną uśmiechnięty chłopak. -   Wiesz mi to nie przeszkadzało – brunet ponownie się uśmiechną ukazując parę słodkich dołeczków.
- Idiota z ciebie, weź się lepiej ogarnij – odparłam ze złością, chłopak widząc moja reakcję jeszcze szerzej się uśmiechną.
- Jestem Harry…Harry Styles – brunet ciągle się uśmiechał, wyciągną w moim kierunku dłoń.
- Wiesz co mam gdzieś to jak się nazywasz…W ogóle po co ja tu jeszcze stoję – odwróciłam się na pięcie i odeszłam kawałek.
- Nie zapomniałaś czegoś?! – usłyszałam męski głos z lekka chrypką. Cholera z tego wszystkiego zapomniałam zabrać torebkę, którą upuściłam jak ten idiota na mnie wpadł. Ponownie podeszłam do bruneta i chciałam wziąć swoja własność, jednak chłopak nie chciał mi jej oddać.
-  Mogła bym dostać swoja torebkę?! – zapytałam zdenerwowana.  
- Może, ale najpierw dasz mi swój numer – chłopak ponownie się uśmiechną.
- Ty chyba oszalałeś! – odparłam. – Nie ma mowy, że dam ci mój numer.
- Jeśli tak to cześć – chłopak odwrócił się i chciał odejść. Nie miałam już wyjścia i postanowiłam dać mu mój numer.
- Dobra daj telefon – chłopak podał mi i’Phone’a wpisałam mu dany numer. – Mogę już swoja torebkę? – zapytałam.
- Jeszcze imię – popatrzyłam na niego jak na świra. Dość, że dała mu mój numer,  to jeszcze oczekiwał, że podam mu swoje imię… Co on oszalał?!
- Już i tak…- chłopak ponownie się odwrócił i chciał odejść. – Rose! – krzyknęłam. – A teraz dodawaj moja torebkę – chłopak w końcu oddał mi moja własność.
- Piękne imię – powiedział radośnie. Przewróciłam tylko oczami i odeszłam kawałek. – Do zobaczenia i tak się jeszcze spotkamy! – krzykną za mną chłopak.
- Nie sądzie! – odparłam i po chwili znikłam w oddali.
Pomyślałam: Jaki z tego chłopaka idiota! Koleś miał niezły tupet osądzać mnie za to, ze na siebie wpadliśmy. Jakiś absurd! Miałam nadzieję, że już nigdy nie spotkam tego gościa.
- Rose! – ktoś krzykną za mną, automatycznie odwróciłam się do tyłu. Zobaczyłam drobną szatynkę biegnącą w moim kierunku.
- Grace cześć kochana – powiedziałam przyjaźnie, ponieważ Grace była moją przyjaciółką.
- Rose biegnę za tobą odkąd pożegnałaś się z Harrym -  dziewczyna uśmiechnęła się. Zaraz skąd ona wiedziała jak ten chłopak ma na imię.
- Poczekaj – zatrzymałam Grace. – To ty znasz tego palanta? – zapytałam.
- No tak, znaczy nie osobiście – odparła moja przyjaciółka. – Nie było cię tydzień w szkole i trochę się zmieniło –  uśmiechnęła się.
- Ale jak to? – zapytałam.
- Harry Styles to teraz najgorętsze ciacho w naszej szkole, trzyma z tą czwórka chłopaków Liamem Zaynem Louisem i Niallem. To ich stary przyjaciel przeprowadził się niedawno tutaj – powiedziała szatynka. Pomyślałam: A to pewnie dla tego nie kojarzyłam tego typa.
- Zaraz to on chodzi do naszej szkoły? – zapytałam przerażona, ponieważ już po naszym pierwszym spotkaniu okazał się kompletnym palantem.
- No tak chodzi do starszej klasy, ale przynajmniej będziemy mogły popatrzeć na niego na przerwach – moja przyjaciółka zaczęła bujać w obłokach.
- Ej Grace koniec marzenia! Idziemy – ponownie ruszyłyśmy w stronę szkoły.
- Rose tylko nie mów, że Harry ci się nie podoba, każdej się podoba – Grace popatrzyła na mnie.
- Słuchaj wygląd to nie wszystko, trzeba mieć tez coś w bani – spojrzałam na nią. – A co do tego idioty, to nie podoba mi się, nie wiem czym ty się tak ekscytujesz? – odparłam
- Rose dlaczego tak od początku go skreślasz? – dziewczyna zapytała.
- Ponieważ podczas naszej rozmowy zdążyłam go trochę poznać i jest tak jak większość facetów… Zwykłym frajerem, który myśli, że każda na niego poleci! To taki facet który  trzyma się jednej laski do póki jej nie zaliczy, a potem szuka następnej frajerki. Czy ty tego nie widzisz?– zapytałam.
- Jaka psychologiczna analiza PANI PROFESOR – dziewczyna podkreśliła ostatnie słowa, rozbawiło mnie to, obie wybuchłyśmy śmiechem. – Czyli gdyby poprosił cię… No nie wiem o to abyś poszła z nim na randkę, to co nie zgodziła byś się? – Grace była naprawdę ciekawa odpowiedzi.
- Never…Never– odparłam z uśmiechem lekko się podśmiechując.
- Niever say never – El spojrzała na mnie poważnie.
- Tak Grace mieszaj jeszcze w to Justina Biebera, naprawdę pięknie Grace pięknie – uśmiechnęłam się do dziewczyny, obie ponownie wybuchłyśmy śmiechem.
Po chwili byłyśmy w szkole… Poszłyśmy do swoich szafek po książki.
- Wiesz co Rose ja już idę miałam zgłosić się przed lekcją do bibliotekarki - powiedziała Grace zamykając szafkę.
- Dobrze idź… Widzimy się na lekcjach – uśmiechnęłam się.
- Do zobaczenia – po tych słowach dziewczyna odeszła.
Spakowałam niektóre książki do trepki i zamknęłam szafkę. Po czym doznałam szoku…
- O nie! – to nie możliwe.    


*********************
Witam!!!
To mój pierwszy rozdział i można powiedzieć, że nadał się do tego aby go pokazać więc proszę jest :D
Nie wiem czy wam się spodoba, jeśli tak to piszcie komentarze, albo pozytywne, albo negatywne. To już zależy od was.
Miłego czytania xxx