środa, 7 maja 2014

Rozdział 13






"Cały czas prześladuje mnie myśl, że zostanę sama, że nie będę miała nikogo prócz siebie. Kiedy bliska ci osoba walczy ze śmiercią, czujesz się, jakbyś cały czas próbował uciec przed nieuniknionym. Strach, ból, niepewność. To wszystko wiąże się z cierpieniem. Całe moje życie to jedno wielkie bagno, z którego nie jestem w stanie wyjść. Uwięziona we własnym umyśle. Tak bym opisała moja obecną sytuację.

Boję się... Cholernie się boję!

Każdy z nas ma kogoś bliskiego. Kogoś, za kogo by oddał życie i nie dopuścił do tego, aby tej drugiej osobie stała się krzywda. Myśl o straceniu bliskiej ci osoby jest bolesna.

Proszę nie! NIE!

Niech ona żyje. Niech żyje. Jeśli ona ma umrzeć wolałabym, abym to była ja. To ja zasługuję na śmierć. To ja jestem tym człowiekiem, który nie korzysta z życia, tylko użala się nad sobą. Po co mam żyć, skoro nie jestem w stanie wykorzystać tego, co daje mi los. To ja powinnam teraz umierać.

Jeśli ona umrze, umrze z nią część mojej nic niewartej duszy i serca.

Żyj i nie patrz za siebie...Żyj proszę żyj!"








NIE!!!

Kurwa dlaczego?! Dlaczego... Dlaczego?! Powtarzam to samo pytanie w kółko i kółko. Serce bije mi jak oszalałe, ponieważ nie wiem, czego powinnam się spodziewać. Przez mój umysł przemyka najstraszniejsza myśl. NIE!, krzyczę w duchu.

Wbiegam do dużego, pełnego ludzi holu szpitalnego. Podbiegam do recepcji i ledwo co jestem w stanie wypowiedzieć jakiekolwiek słowa. Patrzę na starszą panią w recepcji i próbuję wydusić z siebie jakieś słowo.

- Grace... Gdzie jest Grace? - mówię bez tchu, pielęgniarka patrzy się na mnie z niezrozumiałą miną.

- Spokojnie, uspokój się - mówi łagodnie, tak jak do rannego zwierzęcia.

- Grace Evans. Gdzie leży? - pytam ponownie, opanowując łzy.

- Jesteś z jej rodziny?... - pielęgniarka chciała jeszcze coś dodać, ale jej przerwałam.

- Tak jestem, gdzie ona jest? - cała się trzęsę.

- Sala numer 40 na 3 piętrze - odpowiada w końcu kobieta o ciemnoniebieskich oczach i blond włosach.

Szybko podbiegam do windy i przyciskam guzik przywołujący, jednak winda nie zjeżdża.

Biegnę do schodów i szybko wspinam się po każdym schodku. Podczas szaleńczego biegu przypominam sobie słowa ojca Grace, który poinformował mnie co się stało. To były takie słowa: Grace miała wypadek, leży w szpitalu i...

Reszty nie pamiętam ponieważ urwał mi się film. Kiedy się obudziłam, szybko wybiegłam z domu. Słyszałam, jak moja mama za mną woła, ale nie słuchałam jej, tylko biegłam przed siebie. Biegłam, aby uciec, ale wiedziałam, że tak się nie da. Dobiegłam jak najszybciej do szpitala, w którym leżała Grace, ponieważ chciałam jak najszybciej ją zobaczyć.

Wbiegam na duży, biały korytarz. Wszędzie świecą się światła. Na końcu jasnego korytarza dostrzegłam ojca Grace. Mężczyzna mnie zauważa. Dostrzegam w jego wzroku ból, żal i coś, co mnie zaskakuje. Jest strasznie wkurzony. Z jego wyrazu twarzy można wyczytać, że jest zły, bardzo zły. Nie wiem, może jest zły na siebie, że nie był w stanie uchronić swojej córki przed niebezpieczeństwem.

Podbiegam do mężczyzny, zatrzymując się tuż przed nim. Patrząc na jego twarz zauważam, że płaczę.

- Gdzie ona jest? - pytam.

- Tam - ojciec Grace pokazuje lekkim skinieniem głowy przed siebie.

 W jednym słowie wyczuwam wiele bólu, żalu i udręki.

Odwracam się szybko na pięcie. Koło szpitalnego łóżka mojej przyjaciółki stoi kilka lekarzy z pielęgniarkami. Jest podpięta do masy różnych ustrojstw. Do moich oczu napływają łzy, które po chwili spływają po moich policzkach.

Nie, to niemożliwe. Dalej w to nie wierzę. Odwracam się do ojca Grace i patrzę na niego z bólem. Widok Grace na łóżku szpitalnym sprawia mi tyle cierpienia. Myśl, że może jej coś się stać przyprawia mnie o mdłości. Krzyczę w środku z bólu.

- Co się stało? - pytam szlochając. Ciężko mi cokolwiek mówić.

- Kiedy mama Grace odwoziła ją do szkoły pijany kierowca wjechał na ich pas i zderzył się z autem mojej byłej żony... - przerywa na moment i widzę, że powstrzymuje się od płaczu.

- Gdzie jest mama Grace? - pytam zaniepokojona.

- Jedynie Grace przeżyła... Moja była żona nie miała tyle szczęścia... - przerywa, dusząc w sobie łzy. Po tych słowach nie jest już w stanie dusić w sobie bólu i jego całe cierpienia wypływa na zewnątrz.

Zakrywam obiema rękami usta i próbuję w sobie zdusić krzyk. Chcę też powstrzymać płacz. Odchodzę kawałek i opieram się o ścianę, po czym osuwam się na podłogę. Nie mogę opanować łez.

Co teraz będzie? Co się stanie z Grace? Kto się nią zajmie? Czy ojciec Grace zabierze ją i nigdy więcej się nie spotkamy? Czy ... Nie chcę teraz zadawać sobie pytania, czy Grace przeżyje.

W myślach wznoszę modlitwę do kogoś, o kim do niedawna nie pamiętałam. Wznoszę modlitwę do kogoś, kto w tej chwili może pomóc Grace.

Boże, proszę, niech Grace przeżyje. Błagam Cię. niech ona żyje. NIECH ŻYJE!

 Tyle jeszcze ma do zobaczenia, do odkrycia... Błagam Cię... BŁAGAM!

Wykrzykuję tę modlitwę w myślach, wznosząc ręce i wzrok ku górze.

- Rose... - to ten głos.

Co on tu robi? Skąd wiedział, gdzie mnie szukać?

- Harry - szepczę przez łzy, nieświadoma tego, że chłopak stoi koło mnie i bierze mnie w swoje ramiona, podnosząc z zimnej posadzki.

- Rose, proszę nie płacz, wszystko będzie dobrze - mruczy w moje włosy, ściskając mnie mocno i gładząc po plecach.

Co on tu robi?, powtarzam to samo pytanie. Skąd wiedział gdzie mnie szukać?

- Twoja mama się o ciebie martwiła, nie wiedziała gdzie jesteś i do mnie zadzwoniła - odpowiada na niezadane przeze mnie pytanie.

To wszystko tak szybko się dzieje, tyle się wydarzyło. Myślałam, że wszystko się układa, że jestem na dobrej drodze do szczęścia, jednak to nie jest mi pisane. Wybucham jeszcze większym szlochem.

Harry ściska mnie tak mocno, że nie jestem w stanie się ruszyć. Czuję, że moje kolana uginają się pode mną. Gdyby nie mój Zielonooki, upadłabym w przepaść rozpaczy, w której stronę właśnie podążam.


***

Cierpienie... To uczucie, które towarzyszy mi odkąd pamiętam... To uczucie jest nieodłączną częścią mnie. Ciągłe problemy, ciągłe zawody, ciągłe uciekanie przed tym, co nieuniknione, czyli cierpieniem.

To już dwa tygodnie od wypadku Grace. Nie jestem w stanie pogodzić się z tym, co się stało.

Ciągła niepewność, strach... Nie daję sobie z tym wszystkim rady. Nie potrafię normalnie funkcjonować.

Każdy dzień wygląda tak samo. Przychodzę ze szkoły, jadę do szpitala i siedzę tam, dopóki moja mama po mnie nie przyjedzie.

Każdy mówi "wszystko będzie dobrze", " nie masz się czym przejmować", a ja zawsze mam ochotę wykrzyczeć tym wszystkim ludziom w twarz, że nic nie będzie dobrze!

Cały czas mam nadzieję, że Grace się obudzi, ale minęło już tyle czasu...

Widok mojej przyjaciółki na łóżku szpitalnym powoduje, że to ja wolałabym na nim leżeć i umierać, ponieważ Grace na to nie zasłużyła. Powinna żyć i cieszyć się każdą minutą swojego istnienia.

Każdego dnia, gdy siedzę obok łóżka Grace, zamykam oczy i wspominam sobie jej radosną twarz... Zarumienione policzki, pełne życia oczy, w których tańczyły iskierki szczęścia. Ale za każdym razem kiedy unoszę powieki ku górze, moim oczom ukazuje się blada twarz, pozbawiona emocji postać. Ten widok sprawia tyle cierpienia, tyle przeszywającego bólu, że nie jestem w stanie wytrzymać i z moich oczu płyną mimowolnie łzy.



***

- Rose, zjesz coś? - do pokoju, w którym tępo wpatrywałam się w ścianę wchodzi moja mama.

- Nic nie chcę - odpowiadam bez zastanowienia.

- Rose, jest już późno idź spać, jesteś pewnie zmęczona - dalej ciągnie, robiąc krok w moim kierunku.

- Proszę, wyjdź - odpowiadam chłodno, nie patrząc w jej stronę.

Kobieta bez słowa wychodzi z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Siedzę jeszcze chwile w bezruchu, po czym szybko odwracam wzrok od pustej ściany i kieruję go w stronę okna.

Ciemność... Rozświetlone gwiazdami niebo. Do mojej głowy napływa milion myśli... Tyle pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Ktoś mógłby powiedzieć, że nawet nie próbuję na te wszystkie pytania znaleźć odpowiedzi, jednak było inaczej. Codziennie myślałam dlaczego w moim życiu jest tyle przykrych wydarzeń, dlaczego to mi się wszystko przytrafia. Dlaczego nie mogę być szczęśliwa, dlaczego nie mogę po prostu żyć z dnia na dzień i nie zastanawiać się co będzie jutro... Nie potrafię cieszyć się życiem. Kurwa, dlaczego to wszystko jest takie trudne? Dlaczego ciągle próbuję znaleźć szczęście?... Może bycie szczęśliwym nie jest mi pisane. Może powinnam się pogodzić z tym faktem, że do końca życia będę tkwić w tym bagnie i nigdy z niego nie wyjdę.
Ale teraz nasuwa mi się pytanie... Czy ja w ogóle się staram iść na przód? Czy tylko rozpamiętuję przeszłość i myślę ''co by było gdyby...''. Życie na tym nie polega, aby ciągle się zamartwiać wszystkim, co nas otacza... Ciągły strach przed utratą kochanej ci osoby jest okropnym uczuciem, które czasami rozdziera cię od środka. Powoduje, że nie jesteś w stanie normalnie oddychać, ściska cię w piersi i nie pozwala odetchnąć, nie daje ci spokoju, tylko ciągle towarzyszy ci, przypominając, że nie uciekniesz przed przeznaczeniem. Prędzej czy później i tak spotka cię to, co jest ci pisane. To los decyduje kogo spotykamy na naszej drodze... Często jest tak, że napotykamy ludzi, którzy są dla nas tylko próbą. 

Chcę być szczęśliwa... Tylko tyle pragnę od tego popieprzonego życia. Czy to tak wiele?!

Zamykam oczy, ponieważ czuję że za chwilę po moich policzkach popłyną łzy. W ciemności swojego umysłu dostrzegam piękny uśmiech, który powoli rozświetla ciemność. Widzę cudowne, błyszczące się oczy, rozpalone miłością i szczęściem. Jeszcze więcej światła wkrada się do mojego umysłu i ukazuje idealne rysy twarzy, które sprawiają, że za każdym razem się uśmiecham. Jednak nawet twarz ukochanej mi osoby nie jest w stanie do końca rozświetlić mojego umysłu pogrążonego w mroku.

Mój Zielonooki...

Z mojego zadumania wyrywa mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Niechętnie podchodzę do biurka. Ocieram policzki mokre od łez i biorę iPhone'a do ręki.


Harry:

 Wszystko w porządku? x


Rose:

Wszystko jest dobrze :)



Kiedy piszę te słowa, po moich policzkach spływają łzy...Zaczynam się trząść, po czym zatykam jedną dłonią usta, ponieważ nie chcę krzyknąć z bólu, który się we mnie nazbierał.

Nagle mój telefon zaczyna dzwonić. Na wyświetlaczu ukazuje się numer Harry'ego. Szybko uspokajam się i odbieram.

- Halo - mówię cicho.

- Kochanie, proszę nie płacz i otwórz mi okno - odwracam się na pięcie w stronę okna.

Stoi w świetle księżyca. Na jego twarzy maluje się troska i cierpienie. Wygląda to tak, jakby widok moich łez sprawiał mu ogromny ból.

Niepewnym krokiem podchodzę do drzwi balkonowych i delikatnym ruchem otwieram je.

- Co ty tu robisz? - pytam cicho.

- Jestem... I chcę być zawsze. Na zawsze... - jego głos jest miękki i aksamitny.

  - Harry - przerywam, ponieważ nie mogę z siebie wydusić normalnego słowa.

 Chłopak, nie czekając długo ujmuje mnie w swoje ramiona i mocno przytula.

Chcę pokazać, że jestem twarda... Chcę pokazać mu, że radzę sobie z tym wszystkim, ale nie potrafię. Nie jestem w stanie pokazać tego, że jestem silna.... Jestem tylko zwykłym człowiekiem, który ma już wszystkiego dość.

Tak, miałam dość tego wszystkiego! Dość ciągłego udawania, że wszystko jest dobrze, że jestem szczęśliwa, że chce mi się żyć... Wcale tak nie jest!

Całe to bagno, w którym tkwię przytłacza mnie i nie wiem, co mam z tym zrobić....

Codziennie wstając z łóżka dociera do mnie, że czeka mnie kolejny dzień, który przyniesie nowe problemy, nowe zmartwienia. Wiem, że nie tylko ja mam masę problemów, ale odkąd pamiętam życie mnie nie oszczędzało. Nie wiem dlaczego ciągle żyłam i funkcjonowałam na tym popieprzonym, zasranym świecie.

Chcę to wszystko już skończyć... Nie mam już siły... NIE DAJĘ RADY!

Leżąc w objęciach mojego Zielonookiego czuję się beztrosko... Czuję się bezpiecznie, zapominałam o wszystkim. W pewnym momencie poczułam się winna, że Harry'ego może omijać wiele wspaniałych chwil czy imprezy i spotkania z kumplami.

Nie wiem, może powinnam to wszystko zakończyć? Może gdybym zakończyła to, co się dzieje między nami, Harry byłby szczęśliwszy?

 Ironią jest to, że kochając można poświęcić się i odejść od tej osoby tylko dlatego, że nie chcesz jej ''ranić'', nie chcesz być dla niej ciężarem. Chciałam wybrać mniejsze zło. Odejść i nie patrzeć za siebie. Teraz pytanie, czy byłabym w stanie zrobić to Harry'emu?

Ale przecież będąc ze mną ciągle będzie musiał się zmagać z moją nienormalną psychiką! Nienawidzę się za to, że nie odtrąciłam go tak, jak innych. To była chwila słabości i pozwoliłam mu na to, aby się do mnie zbliżył.

  - Harry... - waham się.

- Słucham?

Leżąc na moim łóżku, oparta o klatkę piersiową Styles'a unoszę się i patrzę prosto w jego piękne zielone oczy.

- Czy byłbyś w stanie odejść od ukochanej osoby tylko dlatego, że nie jesteś w stanie dać jej tego szczęścia, na które zasługuje? - pytam niepewnie.

Zielonooki delikatnie się uśmiecha i unosi moją dłoń, po czym muska mój policzek.

- Rose... - przerywa i zamyka oczy przy czym delikatnie się uśmiecha. - Wiedz jedno... Dla ukochanej osoby można zrobić wszystko i gdybym ja był przyczyną cierpienia mojej ukochanej bez zastanowienia odszedłbym.

- Więc gdybym ja sprawiała ci cierpienie, nie zatrzymywałbyś mnie, gdybym chciała odejść? - patrzę na twarz Styles'a i doskonale widzę, że chłopak blednie.

- Rose... - przełyka ślinę. - Jedyne co mi dajesz, to szczęście... Rozumiesz? - mówi stanowczo. - Nawet gdybyś chciała odejść, walczyłbym o to, abyś została... Zawsze bym walczył.

- Rozumiem... - odrzekam.

Mój ukochany przygląda mi się badawczo, po czym przybliża się do mnie i namiętnie mnie całuje. Jego pocałunek jest pełen słodkiej rozkoszy i bólu. Zatracam się w tej rozkoszy i przestaję myśleć o tym, co było, co jest i co będzie.



***

- Gracy... - zamykam oczy. - Wiem, że mnie słyszysz..... Błagam cię, jesteś silna, zawsze byłaś tą, która zaczynała z radością dzień, to ty byłaś radosna za nas dwie. Nie wiem, często mnie to denerwowało, że zawsze jesteś tak bardzo pozytywnie nastawiona. Śmieszne jest to, że kiedyś mnie to wkurzało, a teraz za tym tęsknię.

Spuszczam wzrok na dłoń Gracy i ujmuję ją w swoją. Po moich policzkach zaczynają płynąć łzy.

Codziennie modlę się o to, żeby się obudziła, ale do tej pory moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Niby dlaczego miałyby być, skoro byłam zagubiona dziewczyną?

Błagam, codziennie błagam o to, aby wyszła z tego cało, ale jak na chwilę obecną ten ktoś, co zwie się ''Najwyższym'' ma moje modlitwy w DUPIE! Przyzwyczaiłam się, że nic mi nie wychodzi, że zawsze dostaję po tyłku, ale chcę, żeby chociaż ten jeden raz coś mi się, do cholery, udało.

- Grace, proszę, musisz się obudzić... Musisz! - mówię głośniej.

Ciągle trzymam dłoń mojej przyjaciółki, która jest taka bezwładna. Zamykam oczy, a po moich policzkach znów zaczynają płynąć łzy. Nagle czuję delikatny uścisk mojej dłoni. Szybko otwieram zapłakane oczy i patrzę na Grace.

- Cześć Rose... - mówi wątłym głosem.

- Grace, obudziłaś się! - nie mogę w to uwierzyć.

- Rose, przestań - twarz Grace poważnieje, znika z niej uśmiech.

- Ale o co ci chodzi? - pytam zdezorientowana.

- To już koniec, nic się nie da zrobić. Nie walcz z tym, co za niedługo nadejdzie... Ja umieram, musisz się z tym pogodzić i żyć dalej - mówi surowym tonem głosu.

- NIE!

- Rose, uspokój się, wszystko będzie dobrze... Musisz się tylko z tym pogodzić - ton głosu Grace łagodnieje.

- NIE!


  Budzę się... Rozglądam się po sali i spoglądam na moją w dalszym ciągu nieprzytomną przyjaciółkę. To tylko sen, który przerodził się w koszmar. Dlaczego przyśniła mi się Grace i dlaczego mówiła, że powinnam odpuścić? Nie mam pojęcia, ale nie mam zamiaru nad tym się zastanawiać, ponieważ nie ma takiej opcji, że dam sobie spokój i przestanę walczyć.

- Rose - do sali wchodzi ojciec Gracy.

Mężczyzna wygląda na zdruzgotanego, jakby przed chwilą dowiedział się o najgorszej wiadomości w swoim życiu. W jego oczach kryje się ból i krzyk cierpienia.

- Co się stało? - pytam zaniepokojona, a mężczyzna patrzy mi głęboko w oczy. Zbiera się na coś, wygląda jakby chciał mi coś powiedzieć i raczej nie będzie to miła wiadomość.

 - To już koniec - mówi, a po jego policzku spływa pojedyncza łza.

- Nie... - odpowiadam. Do moich oczu również napływają łzy, po czym spływają policzkach. - Nie!

Wstaję szybko ze stołka i wybiegam z sali. Chcę uciec, uciec od tego, co za chwile będzie miało miejsce.

Wybiegam na korytarz...

- Rose, co się stało? - zatrzymuję się przed Harrym.

- Ona się nie obudzi! Rozumiesz to?! - krzyczę na głos.

- Rose... - Zielonooki chce coś powiedzieć, ale mu przerywam.

- Nic nie mów... Twoje słowa nic nie znaczą w tym momencie... Nie mów, że ci przykro, bo to nie ma już żadnego znaczenia. Nic już nie ma znaczenia.

Po tych słowach wybiegam przed budynek i biegnę przed siebie, aby zapomnieć i uciec.

Ludzie zawsze odchodzą i pozostawiają cię samotnym... 



***
Przepraszam, że tak długo mnie nie było !!! :* 
Ale w moim życiu trochę się pozmieniało... ;(
Nie ważne...
W końcu zdobyłam się na to aby dokończyć ten rozdział.
Nie jest idealny itd, ale postanowiłam go opublikować :D
Dziękuję mojej koleżance (już Ty wiesz za co) hahah xd

Więc na koniec życzę miłego czytania :*
Jeśli spodoba Ci się rozdział PROSZĘ BŁAGAM pozostaw po sobie ślad :*

CIUMKI POZDRAWIAM ROSE xoxoxoxoxox 

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 12





"Zamknij oczy... Po prostu zamknij oczy. "



" Chciałabym za każdym razem, kiedy zamykam oczy poczuć się silniejsza, poczuć się kimś, kim zawsze chciałam  być. Chcę poczuć się inną osobą. Chcę poczuć, że jestem kochana, że jest ktoś kto się o mnie martwi i troszczy. Ludzie pragną bliskości, zrozumienia i uczucia. Pragną czegoś, co nie zawsze jest im dane. Czyli MIŁOŚĆ. Miłość to za razem błogosławieństwo i przekleństwo. Kiedy może nam się wydawać, że wszystko jest dobrze, że nie wyobrażasz sobie większego szczęścia...wiedź, że coś jest nie tak i prędzej czy później wszystko runie w gruzach. Żyć z dnia na dzień i nie myśleć co będzie jutro. 
CARPE DIEM...
Żyć...po prostu żyć... "  



- To do jutra. -  Zielone tęczówki Harry'ego szklą się  w świetle księżyca. Wygląda tak pięknie, tak kusząco.
- Nie chcę jeszcze iść. - Szepczę.
- Nie musisz. - Odpowiada cicho mój towarzysz.
Przybliża się do mnie i opuszkami palców dotyka, mojego bladego policzka, który pod jego dotykiem nabiera od razu różowego koloru. Zamknęłam oczy, ponieważ po moim całym ciele przeszedł miły dreszcz.
- Poczułaś to? - Pyta szeptem Harry.
- Ale co?
- Ten dreszcz poczułaś go? - Pyta ponownie.
- Tak. - Odpowiadam cicho, prawie szepcząc. Zielonooki powolnym ruchem, opuścił dłoń.
Jakie to dziwne, że moje uczucia co do tego człowieka, tak szybko uległy zmianie.
Zawstydzona patrzę w jego oczy i nie jestem w stanie odgadnąć wszystkich uczuć, które w nich dostrzegłam. W tak krótkim czasie w moim sercu zrodziła się nadzieja. Nadzieje, że może to on wyprowadzi mnie z mroku i pokaże jak żyć, żeby być szczęśliwym.
Harry przybliżył mnie do siebie i mocno objął. Wtuliłam twarz w jego szyję i wciągnęłam powietrze.
Tak pięknie pachnie.
- Będę przy tobie..będę. - Powtarzał szeptem całując moje włosy. Mocniej się w niego wtuliłam i przez chwile zastygłam.
Czy to nie dziwne? Jeszcze jakiś czas temu nienawidziłam go. A teraz? Jestem w jego objęciach i wdycham  piękny zapach, słuchając delikatnego bicia serca.
Poczułam,  jak do moich oczu napłynęły krople, niechcianego płynu i po chwili pojedyncze łzy,spływały po moich policzkach. Harry chyba to poczuł i odsuną mnie od siebie. Spuściłam wzrok na swoje dłonie. Nie chciałam spojrzeć mu w oczy, ponieważ wiedziała, że w tedy pęknę. Styles delikatnie dotkną mojej brody  swoją dużą dłonią i uniósł do góry tak, że patrzyłam mu teraz prosto w oczy.
- Proszę nie płacz. - Harry zaczął mi delikatnie ścierać kciukiem krople łez.
Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam z płuc powietrze.
 - Nie chcę płakać, ale... - chłopak przerwał mi, składając delikatny pocałunek na moich ustach.
Zaskoczył mnie tym. Oszołomiona nie wiedziałam co się dzieje, jednak po chwili wplotłam swoje palce w jego gęste włosy i włączyłam się w ten pocałunek oddając w nim cały swój strach i ból.
- Chyba będziemy musieli się już pożegnać, jest późno i zapewne jesteś wykończona dzisiejszym dniem. - Mówi miękko, jego głos jest jak piękna melodia fortepianu.
- Dobranoc. - Zrobiłam krok w tył, tym samym odsuwając się trochę od niego.
 Lekko odwróciłam się  od Stylesa, jednak ten ujął moją  dłoń i przyciągną do siebie. W taki sposób, że nie mogłam się ruszyć. Spojrzał w moje oczy i ponownie złożył na moich ustach niewinny, bardzo subtelny pocałunek. Poczułam jak jego kąciki usty delikatnie unoszą się ku górze. Zamknęłam z tego wszystkiego oczy. Byłam w szoku. Cała ta sytuacja sprawiła, że miała dużo do przemyślenia, ale nie czas teraz na to. Postanowiłam rozkoszować się chwilą, która szybko mija.
- Dobranoc Rose. - Szepnął w moje  usta.

*** 


Delikatne promienie słoneczne wdzierające się do mojego pokoju. Otwieram powoli oczy, mrożąc je zaspała. Siadam na skraju łóżka i moje stopy po chwili stykają się z podłogą. Podchodzę do jasno błękitnych zasłon i jednym ruchem odsuwam obie na boki. Do pokoju wlewa się strumień,  ciepłych promieni. Zamykam oczy i napawam się delikatnymi ognikami światła, pieszczącymi moją twarz.
Z rozkoszowania się słońcem wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości.  Wzięłam do ręki telefon, leżący na szafce, spojrzałam na wyświetlacz i od razu na mojej twarzy pojawił się subtelny uśmiech.


HARRY: 

Dzień dobry Rose.
Mam nadzieję, że dobrze Ci się spało. 
Harry 

Czytając tą wiadomość od razu uśmiechnęłam się szerzej. Dlaczego  tak na niego reaguję?
Może coś do niego poczułaś? Sugeruje moja podświadomość. Ignoruje to i szybko odpowiadam na wiadomość.

ROSE: 

Dzień dobry.
Spało mi się w miarę dobrze, ale zdecydowanie za krótko. 
Ciekawa jestem kogo to wina? 
Rose 
Nie muszę czekać długo na odpowiedź.


HARRY: 

Nie mam pojęcia, kto mógł być przyczyną tego, że tak mało czasu miałaś na sen. 
Jeśli spotkam tą osobą na swojej drodze, będę musiał sobie z nią  porozmawiać. 
Harry ;) 




Przeczytałam tą wiadomość. Kąciki moich ust, uniosły się ku górze. Nie wiem dlaczego czuję się tak dobrze. Czy to dzięki temu, że wczorajszego wieczoru poczułam w swoim sercu, że nie jest za późno i że jest nadzieja.
Szybko odpisałam.

ROSE: 

Chyba będziesz musiał sobie porozmawiać z tą osobą...
Tylko nie bądź zbyt surowy. 
Rose ;)

Po minucie otrzymałam kolejna wiadomość.

HARRY: 

Postaram się, ale nie ręczę za siebie. 
Harry

ROSE: 

Oby wszyscy przeżyli. 
A teraz przepraszam Cię, ale muszę przyszykować się do szkoły.
Więc do zobaczenia. 
Rose 

HARRY:
Do zobaczenia.
Harry x


Odłożyłam telefon na biurko i po chwil byłam już w łazience. 
Stanęłam przed dużym lustrem w mojej łazience i zaczęłam przyglądać się swojej twarzy. Delikatne rumieńce na policzkach, szklące oczy, promienny uśmiech. Co się ze mną dzieje? 
Rose się zakochała...Rose się zakochała. Śpiewa kpiąco moja podświadomość. Patrze na nią gniewnym spojrzeniem. Chyba moja groźny wyraz twarzy podziałał, bo moje podświadomość ucichła.
 Patrzę na tą dziewczynę w lustrze i nie mogę uwierzyć, że to ja. Uśmiechnęłam się raz jeszcze. 
Rozebrałam się, weszłam pod prysznic i odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Strumień gorącej wody zaczął opadać na moje nagie, zaspane cało, orzeźwiając je powoli. 
Zażywając przyjemnej kąpieli wyszłam z pod prysznica i wysuszyłam starannie ciało. Przebrałam się w szlafrok, po czym zabrałam się za wysuszenie moich włosów. Kiedy włosy były już suche, przeczesałam je kilka razy szczotką i zrobiłam przedziałek na środku. Włosy opadały na moje ramiona, tworząc miękką falę. Umyłam zęby. Od razu zabrałam się za zrobienie codziennego makijażu. Nałożyłam  delikatną warstwę pudru, zrobiłam cieniutkie kreski na powiekach, zawijając je na końcach. Wy tuszowałam starannie rzęsy i pomalowałam usta, ochronną pomadką, która miała zapach słodkich malin. Spojrzałam w lustro.
Uznałam, że wyglądam dobrze. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zrzuciłam z siebie ciepły, flanelowy szlafrok w niebieskim kolorze, po czym wsunęłam na siebie białe, koronkowe majtki i ubrałam biały, koronkowy stanik. Wyszłam w bieliźnie z łazienki, od razu udałam się do ogromnej szafy w moim pokoju. Otworzyłam ją i zastygłam, wpatrując się w masę ubrań na wieszakach. 
Po chwili zastanowienia padło na,  chabrową, zwiewną spódnicę, do tego biały top, który wsunęłam w spódnice, ubrałam na wierzch dżinsowa katankę, której podwinęłam rękawy tak, że sięgały mi do łokci, ubrałam na nogi białe, wysokie conversy, wzięłam do ręki  plecak vintage i byłam gotowa. 
Spojrzałam jeszcze raz w lustro. Wyglądałam dobrze, młodo i zwiewnie. Moje długie włosy okalała moją bladą twarz. Delikatny makijaż podkreślał moje oczy i usta. Uśmiechnęłam się i wychodząc z pokoju, zabrała ze sobą telefon i słuchawki.
 Radosnym krokiem weszłam do kuchni, gdzie czekała już na mnie mama. 
- Dzień dobry Rose. - Powiedziała radośnie, jednak w jej głosie wyczułam, że jest czujna. 
- Dzień dobry mamo. - Odpowiadam jej z szerokim uśmiechem. 
Wzięłam do ręki tosta z dżemem i zaczęłam go jeść. Był pyszny, popiłam go sokiem pomarańczowym, który leżał koło talerza z tostami. Zarówno jak i tost tak i sok był pyszny w smaku.
- Powiesz mi gdzie tak długo byłaś zeszłej nocy? - Myślałam, że już zapomniała. Nie chce się kłócić.
Tak pięknie zaczął się ten dzień.Chciałam jej odpowiedzieć: Nie twoja sprawa! 
Lecz ugryzłam się w język i z uśmiechem na twarzy odparłam.
- Spotkałam się ze znajomymi i tak jakoś się zagadaliśmy.- Skłamałam, ponieważ uznałam, że to będzie najlepsza linia obrony. A po za tym...nie po raz pierwszy i nie ostatni.  
- Och. - Tylko tyle powiedziała. W jej głosie usłyszałam zdumienie, ale i też zadowolenie. Chyba cieszyła się, że spotykam się też z innymi rówieśnikami niż tylko z Grace. 
- Rose... - Moja mama zaczęła coś mówić, jednak przerwał jej dźwięk dzwonka mojego telefonu. 
- Przepraszam cię na moment. - Odeszłam  na bok. - Hallo.
- Witaj Rose. - Moje serce podskoczyło do góry, a nogi ugięły się pod dem mną.
Ten cudowny głos z lekką chrypką. Miał w sobie coś takiego, że jego dźwięk wyzwalał we mnie uczucie trudne mi do opisania. 
Przeszedł mnie lekki dreszczyk, zaschło mi w gardle.
- Cześć Harry. - Odparłam cicho. 
- Chciałem się zapytać.... - Przerwał na moment. - Czy mógł bym cię odprowadzić do szkoły, wiesz oboje idziemy w tym samym kierunku, a pytam bo nie chcę się narzucać. - Pomyślałam: Jak miło z jego strony. 
- Oczywiście. - Odpowiedziałam z entuzjazmem.
- To dobrze. - Chyba się uśmiechną, chociaż nie mogłam być tego pewna, ponieważ go nie widziałam. - Możesz otworzyć mi drzwi? - Zdziwiło mnie to pytanie. 
- Jak to? - Pytam nie ukrywając zaskoczenia. 
- Czy możesz otworzyć mi drzwi? - Pyta ponownie, lekko rozbawiony moją reakcją. 
Powoli podchodzie do drzwi i niepewnie chwytam klamkę, po czym naciskam na nią i po chwili drzwi są otwarte. Otwieram szeroko oczy i usta. Opuszczam na dół telefon i nie wierzę własnym oczom. Przed moimi drzwiami stoi Harry, uśmiechnięty od ucha do ucha. Chyba jest rozbawiony moją reakcją, ale w tym momencie byłam naprawdę bardzo zaskoczona.
Zanim do mnie zadzwonił już tam stał. Teraz wydaje mi się to śmieszne, ale w tedy tak o tym nie myślałam.
Rose uspokój się, to tylko zwykły chłopak, który chce być miły i chce odprowadzić cię do szkoły.
Powtarzam to sobie w myślach, jednak ten chłopak zeszłej nocy POCAŁOWAŁ MNIE! Do teraz nie mogę uwierzyć w to co się stało zeszłego wieczoru.   
Skąd wiedział, że się zgodzę na to aby z nim iść? To mnie teraz w tym momencie zastanawiało.
- Cześć. - Głos ma miękki i łagodny. 
- Cześć. - Odpowiadam cicho. 
- Rose ktoś przyszedł... - Do holu wchodzi moja mama i zastyga w bezruchu. 
- Dzień dobry proszę Pani. - Mówi przyjaźnie Styles. 
- Dzień dobry Harry. - Uśmiecha się do niego ciepło, zerkając na mnie pytająco. 
Nadal stoję nic nie mówiąc, patrzę na czubki swoich butów. Harry chyba zauważył, że czuję się niezręcznie. Ta sytuacja była bardzo krępująca, ponieważ nie wiedziałam co mam powiedzieć mojej mamie. Jak wytłumaczyć obecność Stylesa w naszym domu  Przecież to było jasne, że pomyśli, że jesteśmy razem.
 A nie jesteśmy?  ROSE JESTEŚCIE PRZECIEŻ CIĘ POCAŁOWAŁ! Krzyczę w duchu.
Już sama nie wiedziałam co mam o tym myśleć.
- To co Rose idziemy? - Patrzy na mnie, tymi szklącymi się, zielonymi tęczówkami i szeroko się uśmiecha.
- Tak chodźmy. - Biorę do ręki plecak i wychodzę za drzwi. 
- Do widzenia Pani Everdeen. - Harry posyła jej chłopięcy uśmiech.
- Do widzenia Harry. - Odpiera miękkim głosem moja mama. Kobieta uśmiecha się delikatnie i gestem dłoni macha mi na pożegnanie.
- Pa mamo. - Odchodząc dalej z Harrym.  
Wraz z Zielonookim odeszliśmy od mojego domu. Zerkam na Stylesa, na jego twarzy widnieje dalej szeroki uśmiech. Nie mogę już wytrzymać i moja ciekawość wygrywa. 
- Dlaczego tak się cieszysz? Śmiejesz się ze mnie? - Pytam podejrzliwie, unosząc jedną brew. 
- Tak. - Odpowiada rozbawiony. 
- Aż tak jestem śmieszna? - Powstrzymując się, aby nie ukazać po swojej minie, że jego nastrój mi także się udzielił. 
- Jesteś urocza kiedy się zawstydzasz Rose. - Uśmiecha się,  ukazując przy tym szereg swoich białych, równych zębów. 
- Ja się nie zawstydzam. - Prycham z oburzeniem. 
- Czyżby? - Unosi jedną brew i przyciąga mnie do siebie tak, że dzielą nas tylko milimetry. - Ciągle unikasz mojego wzroku, a masz takie piękne oczy. - Szepcze do mojego ucha. Czuję na moim policzku, ciepłe powietrze wydychane przez niego. 
Kurde ma rację. Nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy, ponieważ boję się, że kiedy to zrobi odkryje całą prawdę, co tak na prawdę czuję do niego. A być może już odgadł co kryje się z moim spojrzeniem.
 Tego nie byłam pewna. 
- Nie potrafię...- Szeptałam zawstydzona.- Boję się. - Mówię cicho. Zdając sobie sprawę z tego, że stoimy na środku chodnika wtuleni w siebie i to mnie bardzo krępuje, powodując, że nie jestem w stanie się ruszyć. 
- Nie powinnaś się tego bać, ponieważ twoje oczy ciągle stanowią dal mnie zagadkę, której nie jestem w stanie rozszyfrować. - W jego głosie dostrzegłam irytację. - Spójrz mi w oczy. Proszę. - Jego łagodny głos otula mnie jak ciepły, miękki koc. 
Wykonuje jego polecenie i unoszę głowę. W oczach Stylesa zaczynają tańczyć ogniki radości. Jego kąciki ust lekko unoszą się ku górze. 
- Masz takie piękne oczy. - Szepcze miękkim głosem. 
Zbliża powoli swoje usta do moich i po chwili składa delikatny pocałunek na moich wargach. Po moim ciele przechodzi miły dreszcz. 
- Witaj znowu Rose. - Mówi cicho odsuwając się delikatnie ode mnie. 
Nie poczułam nawet tego, że ujął moja dłoń w swoją. To takie mi nieznane uczucie. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Chęć czegoś więcej. Poczułam się tak jakby ktoś coś mi obiecał.  Czy to szczęście..Czy może raczej miłość? Może to i to?
 Naprawdę nie wiem i to jest w tym wszystkim najgorsze. 
- Witaj. - Szepcze mu do ust. Ciągle patrzę w jego oczy. Jestem oszołomiona tym wszystkim i zaskoczona, że jeszcze jestem wpatrzona w te piękne, zielone tęczówki. 
Czuję delikatny dotyk na policzku i automatycznie mrużę oczy, po czym otwieram je, widząc tą piękną twarz, która kojarzy mi się z czymś miłym i cudownym. 
- Chodźmy bo spóźnimy się do szkoły, a nie chcę abyś miała prze zemnie problemy. - Mówi radośnie brunet ciągle trzymając mnie za rękę i nie puszcza kiedy ruszamy w dalsza drogę. 
- Już mama. - Powiedziałam cicho, przypominając sobie o mojej mamie, która przeprowadzi ze mną wywiad, zaraz po powrocie ze szkoły. 
- Co powiedziałaś? - Pyta łagodnie.
- Nic, nic, ładna jest pogoda.
ROSE! ŁADNA POGODA?! Mogłaś wymyślić coś lepszego niż TO!
 Harry mruży oczy, chyba nie uwierzył w to co mu powiedziałam. Nie no coś TY! Wrzeszczę w duchu. Zielonooki, jednak odpuścił i nie wypytywał mnie dalej.
Droga do szkoły zajęła nam dość długo. Podczas naszej wędrówki , nie mogłam wyjść z podziwu, że Harry jest taki mądry. Czyta dużo książek, słucha różnego rodzaju muzyki. Zna się na wielu rzeczach i można porozmawiać z nim na każdy temat. Młody, inteligentny młodzieniec.
Pamiętam, kiedy mówiłam Grace o tym, że ten chłopak jest jak większość. Zadufany w sobie, pełen uwielbienia i cwaniactwa. Teraz krzywię się na to wspomnienie, kiedy tak o nim myślałam. Jak pozory mogą mylić.
- Gotowa? - Z mojego zadumania, wyrwał mnie piękny, zielonooki brunet, który posiada najpiękniejszy uśmiech pod słońcem.
- Na co? - Pytam mrużąc oczy, patrząc w jego zielone tęczówki z lekkim zawstydzeniem.
Nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy bez problemów. Tak działa na mnie jego urok. Czy tak od teraz już będzie? Ciągle zawstydzona w jego towarzystwie. Ostrożna, aby się nie potknąć i nie pokazać jaka ze mnie ofiara. Magia Harry'ego tak na mnie działa, że nie jestem w stanie trzeźwo myśleć, przy tym chłopaku.
Zamykam oczy ze zdziwienia. Jak to jest, że w tak krótkim czasie, uczucia co do niego uległy diametralnej zmianie.
- Na to. - Podnosi dłoń ku górze.
Nasze obie dłonie w  mocnym uścisku. Zielonooki patrzy na mnie wyczekująco. W jego oczach dostrzegłam niepewność.
- Będę gotowa, tylko jeśli będziesz przy mnie. - Powiedziałam to ciszej niż sądziłam.
Niepewnie zerkam na Harry'ego. Kąciki jego ust lekko unoszą się ku górze. W oczach, zaczęły tańczyć płomyki radości i ulg. Styles ucałował moje knykcie.
- Będę. Zawsze o tym pamiętaj.
 W duchu cała jestem w skowronkach, jednak ciężko jest mi to pokazać na zewnątrz. Zawsze byłam skrytą osobą. Nigdy nie byłam wylewna ze swoimi uczuciami.
Zielonooki przyciągną mnie bliżej siebie i weszliśmy do szkoły.
Będąc u boku Stylesa czułam się bezpieczna, jednak skrępowana. Czułam na sobie masę spojrzeń, zazdrosnych dziewczyn i zdziwionych chłopców. W duchu pokazuje, tym wszystkim zazdrosnym dziewczyną język z kpiącym uśmieszkiem, ponieważ to on trzyma moją dłoń nie waszą! To on mnie POCAŁOWAŁ, a nie was!
Idziemy blisko siebie. Zerkam na Stylesa, na jego twarzy maluję się szeroki uśmiech. Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują, zawstydzeniem opuszczam wzrok.
- Proszę nie rób tak. - Unoszę spojrzenie z powrotem na niego. -  Zawsze patrz mi się w oczy, zawsze...Rozumiesz?
Kiwam zawstydzeniem głową, chłopka uśmiecha się szeroko.
- To trudne. - Odpowiadam cicho, chłopak lekko chichocze.
- Nie jestem chyba taki straszny? - Mrużę oczy. Droczy się ze mną, przecież wie, że nie o to mi chodziło.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi. - Odpowiadam udając obrażoną. Z jego gardła ponownie wydobywa się lekki, chłopięcy chichot.
- Chciałabym abyś kogoś poznała. - Unoszę jedną brew.
Kogo chce mi przedstawić? A jeśli mnie nie polubią? Wystarczy mi, że większość dziewczyn w tej szkole, życzy mi jak najgorzej.
Nagle wszystko jest jasne. Na korytarzu stoi trójka, rozbawionych chłopaków. Wygłupiających się w najlepsze. Jeden z nich miał czarne włosy, piękne czekoladowe tęczówki  i szeroki uśmiech, który od razu przywitał nas na wstępie.
- Harry! - Krzyczy blondyn o słodkim uśmiechu i niebieskich oczach.
- Niall. - Styles wymienia się z nim braterskim uściskiem.
Przytula blondyna, czarnowłosego  chłopaka i jeszcze jednego. Ostatni chłopak wyglądał bardzo dojrzale, brązowe oczy, chłopięcy uśmiech i ten błysk w oku.
- Dawno się nie odzywałeś do nas. -  Mówi miękko brązowooki w objęciach Stylesa.
- Jakoś tak wyszło. - Styles odsuną się od chłopaka.
Zielonooki ponownie ujął moją dłoń i przybliżył mnie do siebie. Spojrzenia trójki chłopaków były skierowane teraz na nas. Moje pliczki poczerwieniały. Poczułam, że stają się cieplejsze. Wbiłam wzrok w czubki swoich butów.
- Chłopaki chciałem wam przedstawić Rose.
Radosny głos Harry'ego, jedynie dodawał mi odrobinę ulgi. Byłam tak zawstydzona. Nie wiedziałam, dlaczego chciał mnie im przedstawić. Wnioskując po zdziwionych minach jego przyjaciół, jeszcze nigdy nie przedstawił im żadnej dziewczyny.
- Witaj Rose, jestem Liam. - Spostrzegłam męską dłoń, wyciągniętą w moim kierunku.
Uniosłam wzrok. Zauważyłam uśmiechniętego brązowookiego chłopaka. Na jego twarzy malowało się rozradowanie. Niepewnie ujęłam jego dłoń w swoją. Chłopak troskliwie się uśmiechną. Poczuł chyba, że jestem skrępowana całą tą sytuacją.
- Cześć. - Odpowiadam nieśmiało.
Następnie dłoń podaje mi blondyn, to chyba Niall z tego co zdążyłam się dowiedzieć.
- Jestem Niall. Miło mi cię poznać. - Dodaje ciepło. - Harry jestem pod wrażeniem. -  Blondyn puszcza do Stylesa oczko.
- Niall, proszę. - Harry z zażenowania  marszczy brwi i zaciska lekko usta, kiwając głową z dezaprobatą.
W duchu uśmiecham się lekko. Jestem zadowolona, że nawet zielonooki może poczuć się zawstydzony.
Dyskretnie spojrzałam na czarnowłosego, na jego twarzy dostrzegłam, delikatny, ledwie zauważalny uśmiech. Chłopak podaje mi rękę. Moja dłoń znika w jego o wiele większej. Czarnowłosy uśmiecha się szerzej.
- Cześć jestem Zayn. - Odsuwam od niego dłoń i zawstydzeniem wbijam wzrok w podłogę.
- To jak już się wszyscy znamy, może powiesz nam, GDZIE DO JASNEJ CHOLERY SIĘ PODZIEWAŁEŚ!? - Warczy  Liam, na Stylesa.
- Miałem kilka rzeczy do załatwienia, ale nie przeszłym tu po to, aby wam się teraz zwierzać. - Ciągle stoję spięta i zawstydzona, czują jak dłoń Harry'ego zaciska się mocniej na mojej.
- Skoro tak, ale i tak wyciągniemy z ciebie wszystkie informacje. - Odpowiada Liam, pozostała dwójka chłopaków kiwa głową zgadzając się ze słowami brązowookiego przyjaciela.
- Rose... - Naglę słyszę swoje imię, wypowiedziane radosnym głosem. - Skoro Harry cię nam przedstawił zapraszam cię do mnie na imprezę.
Uniosłam wzrok i spojrzałam na pełnych radości i zadowolenia chłopaków. Ten widok sprawił, że poczułam się odrobinę odważniejsza. Ich empatia była namacalna.
Uśmiechnęłam się słodko i przybrałam bardziej odważniejsza postawę.
- Z miłą chęcią. - Odparłam pewnie, lekko się uśmiechając.
Styles spojrzał na mnie zdumiony. Chyba był zaskoczony tym, że byłam w stanie tak pewnie i bez żadnego zawstydzenia odpowiedzieć.
Głośny dźwięk dzwonka, sygnalizującego, że czas już się rozstać.
- To co? Do zobaczenia. - Chłopcy obdarzają mnie chłopięcym uśmiechem, odpowiadam im uśmiechem, lekko się rumieniąc. Wymieniają się porozumiewawczymi spojrzeniami z Harrym i znikają w klasach.
- I co nie było tak źle. - Stwierdza Harry.
- Nie, ale bardzo krępująco. - Stwierdzam, chłopak przytula mnie do siebie i całuje w czoło. Wtulam twarz w jego szyję, napawając się tym cudownym zapachem.
- Polubili cię. - Szepcze w moje włosy.
Uśmiecham się szeroko. JEST! Przyjaciele Stylesa mnie polubili, przynajmniej tak twierdzi Harry.
- Musimy iść już na lekcje. - Mówię cicho, ciągle będąc wtulona w Stylesa.
Stoimy na dużym, pustym korytarzu, oświetlonym promieniami słonecznymi, wpadającymi przez duże okna.
- Nie chcę. - Czuję w głosie Harry'ego smutek.
Zielonooki odsuwa mnie delikatnie od siebie, robiąc to z gracją. Unosi moją brodę ku górze tak, że patrzę w jego oczy, po czym składa delikatny pocałunek na moich ustach. Czuję jak moje policzki stają się cieplejsze.
Kładę swoje dłonie na jego ramionach, Harry delikatnie pogłębia swój pocałunek, przyciąga mnie do siebie mocniej. Odsuwa swoje wargi od moich, na jego usta wkrada się delikatny uśmiech. Zielonooki patrzy mi głęboko w oczy.
- Będzie mi brakować tych oczu. - Uśmiecham się nie kryjąc zdziwienia.
- Jeszcze nawet się nie pożegnaliśmy. -  Stwierdzam fakty. Przez twarz Harry'ego przemyka rozbawienie.
- Zdecydowanie wolę się z tobą witać. - Całuje mnie delikatnie w nos, rumienie się ponownie, lekko się uśmiechając.
Styles ponownie odsuwa swoje usta od mojej twarzy i wbija wzrok w mój.
- Masz takie piękne oczy. - Mruczy miękkim uwodzicielskim głosem. Przez moje ciało przemyka miły dreszcz. Odbijając się echem w moim ciele.
- Styles wiesz, że przez ciebie spóźnię się na lekcję matematyki? - Pytam rozbawiona.
- Wiem i jest mi z tego powodu wstyd. - Odpiera miękkim głosem.
- Więc lepiej będzie jak mnie puścisz. Nie chcesz chyba, żebym miała problemy? - Pytam słodko.
Jak to możliwe, że tak szybko poczułam coś do tego chłopaka? Ciągle pytam się sama siebie. Do tej pory nie znalazłam na to pytanie odpowiedzi.
- Ależ oczywiście, że nie. - Odpowiada rozbawiony i tym samym wypuszcza mnie ze swojego żelaznego uścisku.
- Dziękuję bardzo. - Uśmiecham się dziewczęco i dygam w podziękowaniu, rozchylając na boki moją spódnice.
- Cała przyjemność po mojej stronie. -  Harry jak dżentelmen kłania się nisko.
- To do zobaczenia. - Robię krok od Stylesa, Harry jednak ma inne plany.
Łapie moją dłoń i szybko przysuwa do siebie. Składa subtelny pocałunek na moich wargach, lekko się przy tym uśmiechając. Jestem zaskoczona. Odsuwamy się od siebie i patre pytająco na Stylesa.
- Teraz mogę powiedzieć do zobaczenia. - Uśmiecha się młodzieńczo, ukazując przy tym samym cudowne, oraz słodkie dołeczki w policzkach.



***
Lekcje mijają zadziwiająco szybko. Przez cały dzień nie widziałam Grace. Dzwoniłam do niej, pisałam SMS, jednak na żaden z nich nie otrzymałam odpowiedzi. Zmartwiło mnie to, gdyż Grace nie miała w zwyczaju nie odbierać ode mnie telefonów.
Po zakończeniu lekcji wyszłam przed szkołę. Dlaczego Grace nie było w szkole? Może coś się jej stało? Na tą myśl, na moje twarzy pojawiło się zmartwienie. Co się dzieje? Wyciągam z kieszeni, swojej dżinsowej katany telefon i wybieram ponownie numer do Grace. Po kilku sygnałach, ponownie zgłasza się poczta głosowa. Cholera! Co jest grane? Przystanęłam chwilę łapiąc głęboki oddech. Modliłam się w duchu, aby nic jej nie było. A to, że nie dobiera telefonu było tylko spowodowane rozładowaniem baterii.
- Witaj. - Usłyszałam ponownie ten cudowny głos.
Zielonooki objął mnie w tali, stojąc za mną. Słysząc jego głos lekko się uśmiechnęłam, jednak  z mojej twarzy nie zniknęło zmartwienie. Styles odwraca mnie twarzą do siebie. Szybko przytulam się mocno do niego, wtulając twarz w jego szyję. Wzięłam głęboki oddech, tym samym rozkoszując się zapachem, jego skóry i obłędnej perfumy.
- Ej mała co jest? - Pyta zatroskany, szepcząc miękko do mojego ucha. Delikatnie łaskocząc mój policzek swoim nosem. Odsuwam się od niego i nieśmiało patrzę w jego oczy.
- Nic takiego. - Odpowiadam cicho.
- Proszę powiedz mi. - Dotyka mojego policzka, swoją ciepłą dłonią.
Przez moje ciało przechodzi dreszcz, przez jego dotyk dostałam gęsiej skórki.
- Grace się do mnie  dzisiaj nie odezwała, nie odbiera telefonów i nie odpisuje na SMS,.Martwię się.
Harry patrzy na mnie z troską. Przytulił mnie do siebie.
- Mała nie martw się, wrócisz do domu i ponownie spróbujesz zadzwonić. Pewnie padał jej bateria w telefonie i nie ma jak odebrać. - Styles mówi pocieszająco.
Błagam, żeby tak było. BŁAGAM!
Droga ze szkoły minęła nam miło. Rozmawialiśmy o tym jakie książki lubimy, jakiej muzyki słuchamy. Co lubimy robić wolnym czasie. Wiele się dowiedziałam o Harrym. O jego dwóch siostrach, starszej Gemmie i młodszej od niego o dwa lata Charlotte. Opowiadał o tym, że jego rodzice rozwiedli się kiedy był jeszcze dzieckiem i mało co pamięta z tego etapu swojego życia. Kiedy opowiadał o swojej mamie posmutniałam, ponieważ zrobiło mi się przykro. Mówił o swojej mamie z miłością, uśmiechał się kiedy wypowiadał jej imię. Opowiadał wiele miłych i czasami nawet śmiesznych rzeczy, które zrobił wraz ze swoją mamą.
A co ja miałam mu powiedzieć? "Tak, moja mama zdradziła mojego ukochanego ojca i oskarżyła go o to, że to jego wina". Nienawidziłam jej za to co mu zrobiła. On ją tak kochał i co jest najsmutniejsze,  ciągle ją kocha, ale nie jest w stanie do niej wrócić. Kiedy patrzę na tą kobietę czuje jedynie wstręt. Jak mogła się pieprzyć z innym mężczyzną?! Jak mogła?! Nienawidzę jej! NIENAWIDZĘ!
Tyle bólu. Ból z powodu rozłąki z moimi ojcem. To przez nią wyjechał z kraju. To przez nią zamknął się w sobie i nie jest w stanie ułożyć sobie na nowo życia. Kiedy ona co chwilę zmienia facetów. Mój tato rozpacza po starcie, ukochanej mu kobiety.
Kobieta, która zwie się moją "mamą", myśli, że nie wiem co robi. Czyje obrzydzenie do tej kobiety. Jednak uświadamiam sobie, że to moja matka, jedyna. Nic na to nie poradzę jaka jest, ale nie mam zamiaru pobłażliwe patrzyć na to co robi ze swoim życiem. Mogła by nawet zdechnąć. Tylko na to zasługuje! Moje słowa są straszne, ale to tylko przez jej zachowanie doprowadziło do tego, że tak myślę, a nie inaczej. Miałam też żal do ojca, że zostawił mnie razem z tą kobieta w domu.
W moim sercu było tyle bólu z którym sobie nie radziłam. To przez ich wybory, ich decyzję robiłam sobie krzywdę, po których ciągle widnieją blizny, które staram się nie eksponować. Moje blizny na nadgarstkach odzwierciedlają, krwawiące blizny na moim sercu, które w dalszym ciągu pozostały niezaleczone. Nie wiem co musiało by się stać, żeby ponownie je załatać. MIŁOŚĆ! Krzyczę w duchu, jednak po chwili uspokajam się. Może naprawdę miłość jest w stanie mnie uleczyć. Może uczucie rozpali w moim sercu ponowną chęć do życia. W głębi ducha, kręcę głową z bezradności, ponieważ zrodziło się tyle nowych pytań, na które w dalszym ciągu nie jestem w stanie odpowiedzieć.
Zatrzymujemy się przed  dużymi,  wykonanymi z drewna, białymi drzwiami. Zielonooki przybliża mnie do siebie. Unosi swoja dłoń. Opuszkami palców delikatnie muska mój policzek, uśmiechając się przy tym uwodzicielsko. Wginam swoje usta w lekkim grymasie. Patrzę w oczy Stylesa, które ciemnieją z zmartwienia. Ponownie przybliża mnie do siebie, tuląc mocno  i całując w czoło.
- Spokojnie wszystko będzie dobrze, nie martw się. - Szepcze.
- Obyś miał rację. -  Za moimi słowami kryje się zwątpienie.
Odsuwam się od Harry'ego. Jestem wykończona, za dużo wydarzyło się dzisiejszego dnia. Jedyne o czym marze to ja i moje łózko.
- Uśmiechnij się, wyglądasz tak pięknie jak się uśmiechasz i śmiejesz. - Styles dotyka mojej twarzy jedną dłonią. - Tylko nie wiem dlaczego tak rzadko to robisz.- Na jego twarzy widzę, że nad czymś się zastanawia.
- Będąc obok ciebie uśmiecham się częściej. Chociaż to dziwne, bo kiedyś jedynie miałam ochotę dać ci w twarz. - Nie mogę już się zasmucać, nie w jego towarzystwie. Kąciki ust lekko wznoszą się w górę.
- Ciesze się, że jednak to się teraz zmieniło. - Szepcze do mojego ucha, przybliżając się do mojego policzka.
Zaczął wodzić po moim rozgrzanym policzku nosem i złożył słodki pocałunek. Wzięłam głęboki oddech. Położyłam dłoń na jego lewej piersi. Ciepła skóra i rozkoszne bicie serca.
Zielonooki odsuną się ode mnie w taki sposób, że ciągle trzymałam dłoń na jego "sercu". Styles uśmiechną się, patrząc w moje oczy.
- Muszę już iść. - Odpieram, w oczach Harry'ego pojawia się smutek.
- Dobrze, ale jeszcze jedno. - Ujmuje moja twarz w swoje duże dłonie i opada swoimi wargami na moje. Nasze usta rozkoszują się słodkim pocałunkiem.
Pożegnałam się z Harrym i cicho weszłam do domu. Udałam się do kuchni, sprawdzić czy w domu jest moja mama. W kuchni spotykam ciemną brunetką o kobiecych krągłościach , stojącą z kubkiem herbaty przy oknie. Słysząc, że ktoś wszedł do kuchni odwraca się natychmiast.
- Rose już jesteś. - Mówi troskliwie.
- Cześć. - Mówię obojętnie.
- Widziałam cię z Harrym.
O nie!
- Rose uważaj na chłopców, mężczyźni często krzywdzą kobiety.
Prycham w duchu. Patrząc na tą kobietę  z kpiącym uśmieszkiem. Myślę: OH POWAŻNIE?! I KTO TO MÓWI!
- On jest inny. - Odpowiadam lekko zirytowana.
- Obyś miała rację. - Mówi cicho.
- Jesteście razem? - Pyta po chwili ciszy.
- Tak..Nie..Nie wiem. - Mówię zakłopotana.
- Wnioskując po waszym czułym pożegnaniu chyba tak. - Mówi szybko, patrząc na mnie z trudnym wyrazem twarzy do rozszyfrowania.
- Daj sobie spokój dobrze, to nie jest twoja sprawa. - W moim głosie można było wyczytać, że nie chcę aby się w jakiekolwiek sposób wpieprzała nie w swoje sprawy.
- Ależ owszem , jesteś moją córką. - I co z tego, że nosze miano jej córki to tylko głupia nazwa.
- Walałabym nie. - Mój głos jest cichy.
- Jesteś bezczelna, jak możesz? Nawet nie wiesz jak ranisz mnie takimi słowami. - W jej oczach wzbierają łzy.
-  Poważnie? - Udaję zdziwioną, po czym wybucham śmiechem. -  Jedyną osobą, która rani to TY! - Wypowiadam te słowa ze złością.
- Rose kiedy mi wybaczysz? - Jej cichy głos jest przepełniony żale.
- Wiesz co? Wybaczę ci kiedy ty wybaczysz sobie. Bo wiem, że żałujesz tego co zrobiłaś, ale wiesz co? Mało mnie obchodzą! Twoje uczucia to najmniejszy problem, powinnaś wiedzieć, że nigdy ci tego nie wybaczę! - Wykrzyczałam te słowa dając nacisk na ostatnie zdanie.
 Moje słowa są jak sztylety przekuwające jej pierś. Z moich oczu popłynęły łzy bólu i smutku.
- Rose.. - Szepcze przez łzy.
Nie mam ochoty dalej tego ciągnąć. Wychodzę z kuchni. Zatrzymuje się w holu, ponieważ dzwoni mój telefon. Wyciągam go z tej samej kieszeni co wcześniej i odbieram połączenie.
- Hallo? - Pytam.
Nie spodziewałam się takiej wiadomości. Robi mi się ciemno przed oczami i upadam na podłogę. Ostatnie co pamiętam, to moja mama próbująca  mnie ocucić.
Jedyna myślałam w tym momencie to  pytanie, powtarzające się w mojej głowie i odbijające się echem. DLACZEGO?! DLACZEGO?!          

    
                      

***********
Kolejny rozdział ! :d
Mam nadzieję, że się spodoba.
Długo nad nim siedziałam, starając się, aby wyszło jak najlepiej.
Nie wiem czy się podoba, ale mam nadzieję, że nie zawiodłam. 
Pozdrawiam GORĄCO !
Rose xoxoxo 
Ps. Jeśli przeczytasz PROSZĘ PROSZĘ 
SKOMENTUJ !!!!!
Do następnego xoxoxoxo  

















niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 11

"Proszę nie skrzywdź mnie"


Drogi pamiętniku  to znowu ja


Ciemność zawsze mnie przerażała. Zawsze bałam się zamknąć oczy, ponieważ wiedziałam, że spuszczając powieki na dół, będę skazana na samotność.... Pozostawiona sama sobie. Ja i moje mroczne myśli. Nie chcę tak...Nie chcę żyć w ciągłym strachu. Nie chcę! Dlaczego zawsze muszę cierpieć?! Pytam się kurwa dlaczego?! Miałam dość tego cholernego życia. Najgorsze, że każdy mówi, "Spokojnie wszystko jakoś się wyjaśni", "Trzeba żyć dalej", albo "Nie martw się wszystko będzie dobrze" . Otóż pieprzyć to NIC NIE BĘDZIE DOBRZE!
Ludzie myśląc, że życie jest piękne, nawet nie wiedzą jak cholernie się mylą. Życie to codzienna walka z rzeczywistością, to mierzenie się z samym sobą i swoją osobą. Każdy z nas ma problemy o których nie mówi i udaje, że wszystko jest w porządku. Szeroki uśmiech na co dzień, a w samotności pozostawiona sama sobie, próbujesz walczyć z "demonami" swoje duszy. To bezsens...
Dlaczego nie mogę być szczęśliwa? Ciągle się o to pytam, jednak do tej pory nie znalazłam na to odpowiedzi i pewnie nigdy nie znajdę.


Odłożyłam notes na swoje miejsce i wyszłam na balkon, zajmując miejsce na dużym fotelu. Owinęłam się kocem i uniosłam głowę ku górze. Niebo tego wieczoru było piękne, pełne mieniących się gwiazd.
Wpatrzona w rozdziewiczoną kopulę ziemską, oparłam głowę o oparcie fotela.
Przypomniałam sobie wczorajszy wieczór. Do tej pory czułam cudowny zapach Harry'ego. Czułam jego silne ramiona, które mocno mnie trzymały. Czułam jego bicie serca, oddech. Pomyślałam: Rose co z tobą?
Czy ja oszalałam? W co ja się pcham, przecież to nie jest możliwe, że mogła bym poczuć coś do tego chłopaka. Nie! Nie chciałam tego, nie potrafię, ale było jeszcze jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju.
A co jeśli on ma mnie uratować? Co jeśli to jego miłość, troska, ma uratować mnie przed zobojętnieniem. Jeśli to on ma mnie trzymać, trzymać abym nie upadła? Co jeśli...
Koniec! Nie mogę pozwolić na to aby się zakochać, ale nie wiem czy nie było za późno.

             ***
Piękny słoneczny dzień. Jak zawsze zwlokłam się z łóżka. Myśl o kolejnym dniu w szkole doprowadzał mnie do szału. Nie chciałam znowu przeżywać tego samego.
Dobra koniec marudzenia! Dzisiejszego dnia założyłam na siebie szary sweter, do tego wybrałam czarną
bluzkę z Jacka Daniels'a, założyłam na siebie dżinsowe, krótkie spodenki. Chciałam aby było mi wygodnie więc ubrałam swoje ulubione buty, białe conversy. Mój makijaż składał się z delikatnie pomalowanych rzęs i odrobinę zaczerwionymi ustami. Włosy przeczesałam kilka razy szczotką, po czym zrobiłam przedziałek na środku i byłam gotowa. Zabrałam do ręki i'Phon'a, z fotela stojącego w rogu mojego pokoju zabrałam czarną listonoszkę i wyszłam z pokoju.
Nie wchodziłam nawet do kuchni zjeść śniadanie, ponieważ nie miałam siły na nic.
- Idę! - krzyknęłam i trzasnęłam drzwiami frontowymi.
Szłam wolnym krokiem, nigdzie mi się nie śpieszyło. Ciągle przed oczami miałam tą radosną twarz. Szczery uśmiech, który ciągle widywałam na jego twarzy kiedy się widywaliśmy. Ten jego błysk w oku, który mnie zastanawiał. Byłam ciekawa dlaczego to on? Dlaczego los chce za wszelką cenę sprawić aby to był on. Nie rozumiałam tego i powiem szczerze, że nawet nie chciałam, ponieważ mogłam odkryć prawdę, która mogła by zmienić moje życie. Wolałam zapomnieć, ale nie dawałam rady. Ktoś by mógł powiedzieć "Najlepiej o nim nie myśl w tedy zapomnisz", ale tak na prawdę się nie da. Cokolwiek bym nie robiła nie mogłam zapomnieć o jego trosce i pragnienia bliskości w oczach. Nie wiem co jest grane, ale wolę się nie dowiedzieć.
Moją rozmowę sama ze sobą przerwał dźwięk zbliżającego się auta. Odwróciłam się do tyłu i zaniemówiłam.
- Może mała przejażdżka? - ten cudowny uśmiech, który sprawił, że chciałam się uśmiechać.  Poczułam się
tak jakby ktoś wyjął z mojej głowy i serca wszystkie problemy, jeden uśmiech a tyle potrafi.
- Nie - koniec bujania w obłokach. Chłopak jedynie się uśmiechną. - Nie chcę z tobą jechać - ciągle się broniłam. Nie miałam zamiaru podjechać jego autem i to w dodatku z nim pod szkołę, to by było jednoznaczne.
Nagle chłopak zgasił silnik, zamkną auto.
- Skoro nie chcesz jechać to ja pójdę z tobą - powiedział Harry podchodząc radosnym krokiem do mnie.
Ciągle patrzyłam na bruneta i nie mogłam oderwać od niego wzroku. W końcu się ocknęłam i odwróciłam się.
- Głupek - powiedziałam ciszej lekko się uśmiechając, po czym ruszyłam w dalszą drogę.
- Dlaczego ciągle wciąż uciekasz? - zapytał Styles podbiegając do mnie.
- Ja nie uciekam - odparłam bezinteresownie.
- Uciekasz i boisz się do tego przyznać - jak to usłyszałam zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam w stronę Stylesa.
- Nie boję się...tylko nie chce tego - odparłam, nie byłam w stanie spojrzeć w oczy Harry'ego. Najgorsze było to, że on miał rację, bałam się i to cholernie. Nie chciałam cierpieć dlatego wolałam skończyć coś zanim się zaczęło.
- Rose kiedyś musisz zaryzykować i skoczyć w tą przepaść - Harry ujął moja dłoń, złapał mój podbródek i delikatnym ruchem unius moja głowę ku górze tak abym spojrzała mu w oczy. 
Powstrzymywałam się od płaczu, ale byłam już bliska granic wytrzymałości. Nie chciałam, aby Harry zobaczył mnie w takim stanie bo by się domyślił, że moja niechęć do niego jest nieszczera.
Nie mogłam patrzyć w oczy Harry'ego, wyrwałam z jego dłoni swoja rękę i spuściłam wzrok.
- Skoczę w tą przepaść, ale sama - po tych słowach szybkim krokiem odeszłam, Styles już za mną nie podążał, to co powiedziałam dało mu chyba wiele do myślenia .
Cudownie mój dzień lepiej nie mógł się zacząć, DZIĘKUJĘ BARDZO!  Miałam coraz więcej powodów do tego, aby skończyć swoje życie. Ciągły strach sprawiał, że nie byłam w stanie nikomu zaufać nie potrafiłam. Myśl o dalszym życiu była straszna. Po co to wszystko, po co?! Po co los zesłał mi Harry'ego skoro nie jestem w stanie się przed nim otworzyć, nie potrafię nawet spróbować. Nie rozumiem.
- Rose zaczekaj!- usłyszałam głos dziewczyny kiedy byłam na schodach przed szkołą.
Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam Grace.
- Cześć Grace - powiedziałam bezinteresownie.
- Rose coś się stało? - dziewczyna od razu zapytała widząc mój wyraz twarzy.
- Nic się nie stało, po prostu chce być sama - odparłam odwracając się od niej i ruszając przed siebie. Grace szybko do mnie podbiegła i stanęła koło mojego boku. Nagle koło nas przeszedł Harry wraz ze swoimi kolegami. Chłopak spojrzał na mnie, spojrzał mi prosto w oczy. Nie mogłam uwolnić się spod jego hipnotyzującego spojrzenia. Spostrzegłam w jego oczach smutek i żal. Czyżby moje słowa go zabolały? Przecież nie powinien ode mnie oczekiwać, że rzucę mu się w ramiona i będziemy szczęśliwi. To było niemożliwe. Nie mógł by być ze mną szczęśliwy, ponieważ miałam za sobą "ciemną" przeszłość z którą zmagałam się do dziś. Dla mnie każdy dzień to walka sama ze sobą. Nie potrafiła bym pokochać go tak bardzo jak bym chciała. Dlatego wolałam mu i sobie zaoszczędzić cierpienia.
Kiedy Harry oderwał ode mnie wzrok dopiero w tedy się ocknęłam.
- Rose... masz mi wszystko powiedzieć - Grace chyba zrozumiała o co chodzi.
- Dobra, ale nie tu - zgodziłam się, ponieważ wiedziałam, że prędzej czy później Grace i tak się dowie.
Jak zawsze poszłyśmy pod nasze drzewo w pobliskim parku szkolnym, gdzie odbywały się ogniska i inne imprezy szkolne.
Usiadłam wygodnie pod drzewem wraz z Grace i tępo zaczęłam patrzeć się przed siebie.
- Harry... - słysząc to z ust Grace zaniemówiłam.
- Ale jak ty... - nie skończyłam mówić ponieważ
- Rose nawet ślepy by zauważył ten wzrok.
- Ale niby jaki? - spojrzałam na Grace pytającym wyrazem twarzy.
- W jego oczach i twoich dostrzegłam smutek....on się w tobie...- przerwałam jej.
- Nie Grace nawet tego nie mów. On mnie nawet nie zna... - przerwałam na moment.
- Bo ty nawet nie pozwalasz mu na to - odparła moja przyjaciółka. - Wiem, że coś się stało opowiedz.
Po tych słowach wzięłam kilka wdechów i opowiedziałam całą historią, która miała miejsce wczorajszego wieczoru i dzisiejszego poranka.
- Jesteś ślepa i głucha, nie zauważasz w okół siebie dobra. Jak mogłaś? - moja przyjaciółka była szokowana tym faktem, że po tym wszystkim co powiedział mi Styles i tak go odtrąciłam.
- Nic nie rozumiesz - odparłam zrezygnowana.
- Nie Rose to ty nic nie rozumiesz - odparła moja przyjaciółka. - Nie widzisz nawet co tracisz, na twojej drodze spotkałaś chłopaka, który jest w stanie....  - Garce przerwała.
- No powiedz w końcu - ponaglałam moja przyjaciółkę, ponieważ widziałam, że zastanawia się czy powiedzieć mi to co myśli.
- Uratować - dokończyła, zaniemówiłam słysząc to z jej ust. - Ja już nic na twoją decyzję nie poradzie, to twoje życie, ale pamiętaj, że możesz stracić coś czego będziesz żałować do końca życia.
- Wiem - odparłam i szybkim ruchem zerwałam się z ziemi. - Nie idź za mną chcę zostać sama - po tych słowach uciekłam jak tchórz.
Wyszłam przed szkołę na parking szkolny. Miałam wielu uczniów, nie patrzyłam przed siebie, chciałam jak najszybciej uciec. Koło auta Stylesa zauważyłam jego kolegów jednak nie widziałam jego. Zapatrzona w całą gromadę wpadłam na kogoś.
- Przepraszam - uniosłam wzrok ku górze i zobaczyłam szmaragdowe tęczówki.
- Rose... - nie pozwoliłam mu dokończyć tylko jak najszybciej chciałam uciec.
- Proszę nie - po tych słowach "uciekłam".
Będąc wystarczająco daleko zwolniłam kroki. Długo się włóczyłam różnymi uliczkami, chodziłam bez celu. Nagle zaczęło się ściemniać, postanowiłam pójść w pewne miejsce. Tam gdzie zawsze zmagałam się ze swoimi myślami. To tam uciekałam przed wszystkim.

***

Światło księżyca oświetlało mi schody po, których szłam. Po chwili znalazłam się na dachu mojego miejsca gdzie chciałam zapomnieć. Stary, opuszczony budynek był idealnym miejscem na samotne przemyślenia. Jedyna osobą która o nim wiedziała była Grace, ale nie miała pojęcia gdzie konkretnie ono się mieści mogła jedynie się domyślać. Uniosłam wzrok ku górze. Światło księżyca oświetliło moją bladą twarz. Na niebie mieniło się tysiące gwiazd. Wzięłam głęboki wdech. Zamknęłam oczy. Rozkoszowałam się chwilą. Myślałam o tym czy powinnam zakończyć swoje życie. Czy powinnam to zrobić. Nagle otworzyłam oczy i szybkim krokiem podbiegłam do krawędzi dachu starego budynku przeszłam za barierkę mocno się jej trzymając. Zrobić to czy nie? To jedyne pytanie które mnie trapiło. Skacząc  pozbędę się bólu, cierpienia. Zostając skaże się na wieczną samotność. Odpowiedź była prosta, skaczę!
- Rose...- usłyszałam męski głos, odwróciłam lekko głowę i kotem oka zobaczyłam ta samą twarz, którą widziałam codziennie w moich snach.
- Co ty tu robisz? - zapytałam odwracając wzrok, z powrotem  spojrzałam na dół.
- Rose co ty chcesz zrobić? - zapytał przerażony.
- Wiesz co nie udawaj durnia Harry! - odparłam, chłopak zbliżył się do mnie ostrożnie.
- Nie chcesz tego zrobić, nie jest warto - odparł spokojnie.
- Nie podchodź! - krzyknęłam. Chłopak nawet się nie przeją tym co powiedziałam.
- Jeżeli ty skaczesz to ja też - spojrzałam w bok, koło mnie stał już Styles.
- Ty nic nie rozumiesz - powiedziałam zrezygnowana.
-  Własnie nie rozumiem - odparł bez zastanowienia. - Czy ty nie widzisz, że ciągle próbuję się do ciebie zbliżyć. Czy te wszystkie słowa, które powiedzieliśmy sobie wczorajszego wieczoru nie mają dla ciebie znaczenia? - zapytał.
- Harry ja nie potrafię, nie potrafię - z moich oczu popłynęły łzy.
- Daj się pokochać - powiedziała Harry spojrzałam na niego, chłopak zahipnotyzował mnie swoim spojrzeniem. - Pozwól się pokochać tylko o tyle cię proszę - widziałam w oczach Stylesa łzy. Łzy smutku.
W tym momencie zastanowiłam się czy próbując uratować siebie i jego przed bólem sprawiłam, że cierpieliśmy jeszcze bardziej? Czy nie popełniłam przypadkiem błędu? - Proszę wróć ze mną na dół  - Styles wyciągnę w moją stronę swoją dłoń. Przez chwilę zastanawiałam się czy ją ująć. Czy zaryzykować?
Koniec życia w strachu! Koniec! Chwyciłam dłoń Stylesa i po chwili byliśmy za barierkami.
- Rose... - szepną Harry, staliśmy na przeciwko siebie i nie czekając długo rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam go, Harry odwzajemnił mój pocałunek. Był on namiętny pełen pasji i uczucia.
- Proszę nie skrzywdź mnie - szepnęłam odsuwając się trochę od niego, chłopak wplótł swoje palce w moje geste włosy i odparł.
- Obiecuję - powiedział szeptem, po czym wpił swoje usta w moje.

Nie byłam pewna mojej decyzji jednak nie miałam nic do stracenia. Poczekamy co przyniesie czas...


******
Jest kolejny rozdział :3
Nie wiem jak wam się podoba....
Więc proszę zostawiajcie po sobie ślad :D
Mam nadzieję, że podczas ferii uda mi się dodać jeszcze z kilka rozdziałów.
Mam taka nadzieję ;) 
Pozdrawiam GORĄCO WSZYSTKICH TYCH CO CZYTAJĄ :* <3
Czekam na wasze KOMENTARZA :3
Do następnego ! :****